Polski miks energii prosto z Brukseli

Komisję Europejską niepokoi brak długofalowej polityki energetycznej naszego kraju.

Publikacja: 14.03.2017 20:09

Polski miks energii prosto z Brukseli

Foto: 123RF

– Przedstawiciele polskiego rządu zbyt rzadko bywają w Brukseli i przedstawiają uzasadnienie do wprowadzanych regulacji – twierdzi osoba zbliżona do Ministerstwa Energii (ME). – Mówią o negatywnych skutkach tzw. pakietu zimowego (wytyczne dla organizacji rynku energii – red.) i o pochłanianiu CO2 przez lasy, a nie wspominają o długofalowej transformacji miksu energetycznego (struktury energii według paliw i technik wytwarzania – red.). Dlatego przedstawiciele Komisji Europejskiej (KE) przywieźli do Warszawy własne propozycje – dowiaduje się „Rz”.

Nagły powrót atomu

Z relacji naszego rozmówcy wynika, że KE proponuje rozwijanie w Polsce energetyki jądrowej, z której już w 2035 r. mielibyśmy 3,3 GW (gigawatów) mocy, a w 2050 – docelowo 8,2 GW. Farmy wiatrowe miałyby osiągnąć ponad 18,8 GW mocy, co oznacza ponadtrzykrotny wzrost. A przecież polskie regulacje nie sprzyjają budowie ich na lądzie. Farmy na Bałtyku są dopiero planowane, a zresztą są według KE alternatywą dla atomu – tak twierdzą nasi rozmówcy.

Ze źródeł zbliżonych do ME słychać, że na razie ma powstać co najwyżej kolejne 1,5 GW mocy farm wiatrowych na lądzie. Jest też ponoć wola, by zbudować 1 GW instalacji na biomasę i podobne moce w małych instalacjach na biogaz (2 tys. źródeł do 0,5 MW każde).

Według KE udział węgla w wytwarzaniu energii powinien bardzo zmaleć, głównie za sprawą niemal zupełnego wyeliminowania węgla brunatnego. To oznacza, że ani w Polskiej Grupie Energetycznej, ani w ZE PAK kolejna kopalnia odkrywkowa już nie powstanie.

Ministerstwo Energii sprawy „sprezentowanego” przez Brukselę miksu nie komentuje. Podkreśla, że nic o wizycie unijnych urzędników nie wie. Ale ostatnio przedstawiciele tego resortu coraz cieplej mówią w mediach o atomie, który do niedawna był w niełasce. – W sprawie atomu prawdopodobnie rząd był sondowany wcześniej przez Brukselę – podejrzewa inne nasze źródło zbliżone do ME. Potwierdza też, że wizyta ludzi z KE się odbyła.

Polski rząd nie musi przyjmować sugestii KE. Ale odrzucając je, musi pokazać alternatywę. ME zapewnia, że do końca roku przygotuje politykę energetyczną państwa do 2050 r. To termin wyznaczony także innym członkom UE, bo niektóre cele klimatyczne są wspólne dla całej UE.

– Skoro kompleksowe plany mają być gotowe do końca roku, już trwają nad nimi prace w tzw. grupie roboczej. Pomagamy państwom członkowskim przygotować te dokumenty – słyszymy w Komisji Europejskiej.

Brak wizji i odwagi

– Dopóki nie stworzymy własnej doktryny bezpieczeństwa energetycznego, z której powinien wynikać konkretny miks paliwowy, dopóty różne instytucje czy grupy interesów będą narzucały własne pomysły – komentuje Herbert L. Gabryś z Krajowej Izby Gospodarczej. I zaraz dodaje: – To nic złego. Ale jeśli pisanie przez innych scenariuszy w tak istotnych sprawach dominuje, źle to świadczy o państwie – dodaje Gabryś.

Jego zdaniem to wynik braku wspólnej wizji decydentów co do długofalowej strategii energetycznego bezpieczeństwa Polski. Ale także politycznej odwagi, by uczciwie powiedzieć, co z węglem brunatnym i kamiennym zasilającym dziś energetykę. Co prawda w ME trwają prace, ale na razie nie wyłania się z nich jasny scenariusz. – Podstawowy dokument, jakim jest polityka energetyczna do 2050 r., nie tyle się rodzi, ile „kisi” – uważa Gabryś.

Wiele w tej sprawie robią spółki energetyczne. Wkrótce będzie zaprezentowany efekt prac w KIG: doktryna bezpieczeństwa energetycznego oparta na czterech filarach. W ocenie KIG to konkurencyjność gospodarki i bezpieczeństwo energetyczne mają decydować o tym, ile energii pierwotnej będziemy produkować w kraju, a ile importować. – Jeśli chcemy wyznaczyć tę granicę na poziomie 50 proc., a tak być powinno, to cała elektroenergetyka musi się opierać na krajowych zasobach. To będzie głównie węgiel, a także energetyka odnawialna, zwłaszcza wiatrowa, ale i biogaz oraz biomasa – podkreśla Gabryś.

dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych

Polska ma ważne sprawy do załatwienia w Brukseli.

O ile polski rząd bardzo umiejętnie wykorzystał konsultacje z KE w sprawie korzystnych dla nas uregulowań na rynku gazu, o tyle nie widać podobnej determinacji i pomysłów w przypadku rynku elektroenergetycznego. Polska rozmawia z Komisją na temat dwóch bardzo ważnych narzędzi wsparcia: rynku mocy i aukcji dla źródeł odnawialnych. W obu przypadkach w grę wchodzi pomoc publiczna. Polska musi się zaangażować w dialog z Komisją, która godząc się na wsparcie, będzie oczekiwała długoterminowej wizji rozwoju energetyki. Inaczej grozi nam brak zgody na wsparcie lub nieoptymalne rozwiązania.

– Przedstawiciele polskiego rządu zbyt rzadko bywają w Brukseli i przedstawiają uzasadnienie do wprowadzanych regulacji – twierdzi osoba zbliżona do Ministerstwa Energii (ME). – Mówią o negatywnych skutkach tzw. pakietu zimowego (wytyczne dla organizacji rynku energii – red.) i o pochłanianiu CO2 przez lasy, a nie wspominają o długofalowej transformacji miksu energetycznego (struktury energii według paliw i technik wytwarzania – red.). Dlatego przedstawiciele Komisji Europejskiej (KE) przywieźli do Warszawy własne propozycje – dowiaduje się „Rz”.

Pozostało 90% artykułu
Elektroenergetyka
Dziura w systemie mrożenia cen energii i ciepła zasypana
Elektroenergetyka
Rekordowy import prądu na Ukrainę po rosyjskich atakach. Polska wśród dostawców
Elektroenergetyka
Jak poradzić sobie z deficytem mocy? „Importu nie unikniemy”
Elektroenergetyka
Rosja chce uniemożliwić Ukrainie eksport prądu do UE
Elektroenergetyka
Operator szykuje rewolucję, która pozwoli na przyjęcie energii z OZE i atomu