Wkrótce energia będzie tak droga jak w Niemczech

Dziś za prąd płacimy jedne z najniższych cen detalicznych. Ale za pięć lat mogą one skoczyć nawet dwukrotnie.

Publikacja: 08.01.2017 19:52

Wkrótce energia będzie tak droga jak w Niemczech

Foto: 123RF

Megawatogodzina energii wraz z przesyłem kosztuje dziś Szmidta dwukrotnie więcej niż Kowalskiego. To wynik przyjętej przez Berlin strategii dotowania rozwoju zielonych elektrowni. Z kolei przemysł kwitnie, bo jest zwolniony z obciążeń i korzysta z najniższych w Europie cen hurtowych. U nas są one jednymi z najwyższych.

Na powtórzenie tego modelu Polski nie stać. Ale i tak nasze opłaty za energię pójdą w górę, co odczujemy mocniej przy niższych zarobkach.

Winowajcy drożyzny

– Za pięć lat Polacy mogą płacić nawet dwukrotnie wyższe rachunki łącznie za prąd i jego przesył. A to oznaczałoby zbliżenie się do cen detalicznych płaconych dziś przez Niemców – uważa Herbert L. Gabryś z Krajowej Izby Gospodarczej. Powód? Ze względu na politykę UE – eliminację węgla z energetyki – bardzo prawdopodobny jest wzrost cen uprawnień do emisji CO2 przynajmniej do 20 euro za tonę. To podniesie koszt wytworzenia prądu z węgla, na który stawia nasz rząd, a który też nie będzie taniał. Tylko w niewielkim stopniu przed podwyżkami uratuje nas import taniej energii, bo przepustowość interkonektorów jest mała i nie ma woli rozbudowy.

Zdaniem Gabrysia produkcja z paliw kopalnych – nawet przy rosnących w cenach hurtowych – stanie się dla koncernów działalnością deficytową. Dlatego że ze względów politycznych taryfy dla gospodarstw będą nadal wyznaczane administracyjnie i trzymane w ryzach. Centrum zysków będzie w dystrybucji.

I opłaty za przesył będą rosły szybciej. Już stanowią ponad połowę rachunków. Eksperci oczekują, że za pięć lat ich udział może sięgnąć 70 proc. – Wtedy koszty dystrybucji (składnik stały i inne opłaty ryczałtowe) przekształcą się w swego rodzaju kosztowny abonament – mówi Grzegorz Wiśniewski z Instytutu Energetyki Odnawialnej. Winą obarcza utrwalanie modelu rynku opartego na wielkich blokach, z których prąd płynie do odbiorców setki kilometrów z dużymi stratami.

– Płacąc za usługi przesyłowo-dystrybucyjne, stanowiące niezależną od zużycia i rosnącą część naszych rachunków, klienci będą pokrywać koszty miliardowych inwestycji w nowe bloki węglowe, dopłaty do energetyki odnawialnej i modernizację sieci – tłumaczy Gabryś.

Budować nowe linie energetyczne i źródła wytwórcze w miejsce tych wyeksploatowanych jednak musimy, by nadgonić poprzednie dekady bez takich inwestycji.

Zamiana miejsc

– U nas koszty zaopatrzenia w energię będą rosły, a w takich krajach jak Dania czy Niemcy będą spadać. Dotowanie źródeł o wysokich kosztach inwestycyjnych i niskich kosztach eksploatacyjnych już tam procentuje – ocenia Wiśniewski. Wskazuje na zatrzymanie wzrostu cen hurtowych u sąsiadów i na możliwy ich spadek m.in. dzięki taniejącej technologii. Nie rosną tam też koszty dystrybucji z uwagi na rozwój źródeł blisko odbiorcy. A u nas opłaty za przesył do małych firm są najwyższe Europie: o 15 proc. większe niż w Niemczech.

Drożej jest tam, gdzie sieć jest słabej jakości, a klient daleko od elektrowni, np. gospodarstwa w woj. warmińsko-mazurskim płacą o 8 proc. więcej niż te ze Śląska. Jeszcze większe zróżnicowanie odczuwa sektor MSP. Jak wskazuje szef IEO, w PGE tegoroczna taryfa dystrybucyjna przy średnim wzroście o 3,5 proc. dla średnich firm i o 8 proc. dla małych skoczyła u tych ostatnich w Skarżysku-Kamiennej aż o 13 proc., a w Łodzi i Zamościu ok. 3 proc. – To obrazuje, gdzie i w jakiej pozycji na rachunkach koncerny odbijają rosnące koszty – dodaje Wiśniewski.

Model rynku z wysokimi opłatami sieciowymi i stałymi, relatywnie niskimi podatkami za energię (jak u nas) nie zachęca do oszczędzania. Szef IEO wskazuje Danię, gdzie nakładanie wysokich podatków środowiskowych przy opłatach za prąd skłoniło odbiorców do zwiększenia efektywności i inwestycji w prosumenckie OZE. U nas ewentualne decyzje powinny być pochodną długoterminowej polityki gospodarczej. Wiśniewski przestrzega przed zbyt łatwym sięganiem do kieszeni i nierównomiernym rozłożeniem obciążeń, by znów nie uderzyć w najmniejsze firmy. One już płacą ponad dwa razy więcej niż duży biznes, który kupuje 1 MWh za ok. 250 zł i ma dodatkowe ulgi w akcyzie i opłatach za OZE.

Opinia

dr Krzysztof Księżopolski, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej, ekspert ISECS

Powolne odejście od paliw kopalnych i przekształcenie systemu w bardziej zdecentralizowany z większą ilością OZE służyłoby bezpieczeństwu energetycznemu oraz jakości i długości życia. Choć rząd roztacza wizje lokalnych klastrów energii, to na podstawie decyzji o budowie kolejnych dużych bloków można sądzić, że idziemy raczej w kierunku utrwalenia obecnego modelu. Najgorszy byłby energetyczny rozbiór Polski, czyli zalanie kraju energią z Niemiec, obwodu kaliningradzkiego i Białorusi. To nie jest wykluczone, jeśli resort energii nie stworzy długofalowej wizji dla energetyki. Jeśli chodzi o wzrost cen prądu w przyszłości, to możliwe są różne scenariusze zależne m.in. od budowy interkonektorów, postępu technologicznego czy polityki klimatycznej.

Megawatogodzina energii wraz z przesyłem kosztuje dziś Szmidta dwukrotnie więcej niż Kowalskiego. To wynik przyjętej przez Berlin strategii dotowania rozwoju zielonych elektrowni. Z kolei przemysł kwitnie, bo jest zwolniony z obciążeń i korzysta z najniższych w Europie cen hurtowych. U nas są one jednymi z najwyższych.

Na powtórzenie tego modelu Polski nie stać. Ale i tak nasze opłaty za energię pójdą w górę, co odczujemy mocniej przy niższych zarobkach.

Pozostało 91% artykułu
Elektroenergetyka
Dziura w systemie mrożenia cen energii i ciepła zasypana
Elektroenergetyka
Rekordowy import prądu na Ukrainę po rosyjskich atakach. Polska wśród dostawców
Elektroenergetyka
Jak poradzić sobie z deficytem mocy? „Importu nie unikniemy”
Elektroenergetyka
Rosja chce uniemożliwić Ukrainie eksport prądu do UE
Elektroenergetyka
Operator szykuje rewolucję, która pozwoli na przyjęcie energii z OZE i atomu