Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki uważa takie rozwiązanie za błędne i szkodliwe dla gospodarki. – Ten urząd powinien być podporządkowany jedynie premierowi. Bo URE stoi na straży konkurencyjności rynku i reprezentuje interesy jego uczestników, także konsumentów. Dba też, by obszar dystrybucji funkcjonował racjonalnie – tłumaczy Steinhoff. Wśród urzędów podobnej rangi co URE wymienia też Wyższy Urząd Górniczy i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Abstrahując od intencji pomysłodawcy propozycji zmiany prawa energetycznego, krytycznie ocenia możliwość skupienia w ministerstwie energii funkcji nadzorczych i właścicielskich (nad spółkami energetycznymi) oraz prawodawczych (tworzenie ustaw dla sektora). – Teraz dodatkowo minister miałby mieć pośrednio wpływ na wybór osoby, która zajmie stanowisko prezesa urzędu regulacyjnego. To przypomina ręczne sterowanie wszystkim znane nam z poprzedniego systemu – dodaje.
Na razie URE nie wypowiada się w kwestii proponowanych zmian, ale analizuje projekt znajdujący się w konsultacjach.
Przypomnijmy, że obecnie prezesem URE jest Maciej Bando. Jego kadencja kończy się w czerwcu 2019 r. O próbach zmiany w strukturze urzędu głośno było już dwa lata temu. Wtedy mówiło się o trzyosobowym zarządzie kolegialnym (Komisja Nadzoru Rynku Energii).