Pewne jest, że węgiel pozostanie podstawą naszej energetyki, choć jego udział w miksie paliw ją zasilających będzie maleć wobec dzisiejszych ponad 80 proc. A to oznacza, że polskie władze chcą iść wbrew trendom światowym i polityce klimatycznej UE, która mówi o całkowitym wyeliminowaniu czarnego paliwa już do połowy XXI wieku.
Własny surowiec
– Do 2050 roku zero węgla? My to odrzucamy – mówi minister energii Krzysztof Tchórzewski. – Jeżeli do tego terminu zejdziemy do 50 proc. węgla w naszym miksie, to będzie wielki sukces i ogromny wysiłek naszego narodu – dodaje szef resortu. Odwołuje się do uwarunkowań historyczno-politycznych, ale też posiadanych zasobów.
Faktem jest, że Polska dołączyła do dziejącej się w Europie transformacji energetycznej nieco późno. Startujemy więc w innym punkcie niż Niemcy, którzy dziś stawiają sobie ambitny cel 80 proc. energii ze źródeł odnawialnych do 2050 r. Jesteśmy też w odmiennej sytuacji niż Francuzi czy Czesi, którzy od dekad rozwijali gospodarkę w oparciu o energię jądrową.
Przypieczętowaniem naszej węglowej ścieżki i narzędziem jej realizacji ma być mariaż energetyki z górnictwem, który ma pozwolić kopalniom przetrwać. Wkraczamy tu jednak na grząski grunt, bo KE daje prawo udzielania im pomocy tylko do 2018 r. i tylko w celu ich likwidacji.
Stabilne źródła górą
Rząd na razie nie mówi o udziale gazu w miksie energetycznym, a jedynie o zdywersyfikowaniu źródeł tego paliwa. Dlatego po oddaniu do użytku terminalu LNG w Świnoujściu Gaz System ma przystąpić do pracy nad projektem Baltic Pipe, czyli gazociągu łączącego Polskę ze złożami norweskimi. Chce też rozbudować sieć wewnętrzną oraz gazociągi łączące nas z sąsiednimi krajami.