Należąca do Eesti Energia firma Enefit docelowo chciałaby u nas sprzedawać 5 proc. zużywanego prądu. Dla Estończyków oznaczałoby to obrót blisko 8 TWh energii rocznie. A to prawie tyle, ile potrzebują wszyscy estońscy obywatele.
– To dla nas ambitny cel. Na pewno nie będziemy dążyli do przejęcia dużych udziałów w tym rynku w krótkim czasie, najpierw chcemy się go nauczyć – zaznacza Hando Sutter, prezes Eesti Energia. W pierwszej kolejności Enefit powalczy o klientów z grupy małych i średnich przedsiębiorstw. Ten segment jest dziś łakomym kąskiem dla wszystkich spółek handlujących prądem z racji na najwyższą zyskowność. – Ze względu na skalę, wyzwaniem byłoby sięganie po duży przemysł. Nie zamierzamy też starać się o pozyskiwanie odbiorców z gospodarstw domowych – wskazuje Sutter.
Pierwsze kontrakty już czekają na podpisanie, choć Enefit od miesięcy stara się o koncesję na obrót prądem i gazem. Liczy, że pozyskanie obu zakończy się w tym roku. W pierwszej kolejności może uzyskać dostęp do rynku błękitnego paliwa, na którym od października znikają taryfy dla przedsiębiorstw na rynku hurtowym. Ceny dla gospodarstw domowych zostaną uwolnione dopiero od 2024 r.
Ekspansję nad Wisłą może ułatwić wyjście firm francuskich z naszego rynku wytwarzania. Co prawda zarówno Engie jak i EDF deklarują zamiar rozwijania segmentu sprzedaży i usług oraz odnawialnych źródeł, to jednak klienci pozyskani w czasie ostatnich, intensywnych kampanii tych firm (zwłaszcza EDF) niekoniecznie pozostaną lojalni.
Dla Estończyków Polska jest też celem do inwestowania w wytwarzanie. Pytany o plany w tym zakresie prezes Eesti Energia wskazuje na możliwość budowania mikroźródeł wytwarzających prąd z odnawialnych źródeł dla klientów indywidualnych i przemysłowych. Tym ostatnim spółka może oferować też rozwiązania polegające na wdrożeniu jednoczesnej produkcji prądu i ciepła.