Wiadomo już, że krytyczne uwagi do projektu zgłosiła część środowisk eksperckich. Zupełnie inną wizję tego, z czego Polska powinna produkować energię elektryczną, ma też opozycja. We wtorek przed resortem energii zbiorą się licealiści, którzy w ramach Młodzieżowego Strajku Klimatycznego wyrażą swój sprzeciw wobec bierności polityków w sprawie zmian klimatu.
Ministerialny plan zakłada dalsze spalanie węgla przez najbliższe dwie dekady. Udział tego surowca w produkcji energii elektrycznej ma się jednak kurczyć – z obecnych 80 proc. do 60 proc. w 2030 r. i 32 proc. w roku 2040. Resort energii chce zmniejszyć emisyjność krajowej energetyki poprzez budowę farm wiatrowych na morzu, elektrowni słonecznych i sześciu bloków jądrowych. W 2040 r. w krajowym systemie właściwie nie będzie miejsca dla wiatraków na lądzie. Transformacja całego sektora ma pochłonąć 400 mld zł.
W niedzielę podczas konwencji Porozumienia nowy program Energia+ zaprezentowała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Skupia się on na promocji energetyki prosumenckiej. Zakłada, że jeszcze w tym roku osoby indywidualne, firmy i samorządy mają uruchomić własne instalacje produkujące energię o łącznej mocy 200 MW. Aby to ułatwić, Emilewicz zapowiedziała m.in. zlikwidowanie barier prawnych.
W ostatnich dniach własne wizje rozwoju krajowej energetyki przedstawiły też partie opozycyjne. Projekt Nowoczesnej przewiduje całkowite wycofanie się z węgla do 2050 r. Do tego czasu 85 proc. energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Partia ta chce odblokowania budowy wiatraków na lądzie i sprzeciwia się budowie elektrowni atomowej w obecnej technologii.
Czytaj także: Realizacja polskiej polityki energetycznej będzie nas kosztować 400 mld zł
Także Polskie Stronnictwo Ludowe zaapelowało, by poszukać lepszych i tańszych rozwiązań niż produkcja energii z węgla. Proponuje, by do 2030 r. udział odnawialnych źródeł w zużyciu energii stanowił już 50 proc.