Pierwsi prosili we wnioskach o podwyżki rzędu 5-8 proc. na 2018 r., zaś drudzy o podniesienie stawek taryfowych o kilka procent – wynika z naszych ustaleń. Tymczasem zatwierdzone 15 grudnia przyszłoroczne taryfy są znacząco niższe, a kierunek zmian nie zawsze jest zgodny z nadziejami spółek energetycznych.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zmniejszył stawki dystrybucyjne średnio o 0,8 proc., a dla gospodarstw domowych o 0,5 proc. Najgłębszy spadek (2,9 proc.) będzie miał miejsce na terenie warszawskiego operatora – Innogy Stoen, a najmniejszy w Tauronie (0,2 proc.). Z kolei opłaty za energię delikatnie wzrosną – średnio o 0,5 proc. dla czterech największych sprzedawców (bez uwzględniania Innogy Polska, który od lat nie prosi o zatwierdzenie stawek).
Michał Suski, prezes doradczej firmy Energomix zgadza się uzasadnieniem dotyczącym zmniejszenia obciążeń wynikających z opłat za przesył prądu. Wpłynęło na to głównie zerowa stawka opłaty za odnawialne źródła energii zatwierdzona przez URE ze względu na odwołanie jesiennych aukcji.
Ekspert zauważa jednak, że z rynkowego punktu widzenia w przypadku opłat za prąd uzasadniona byłaby podwyżka rzędu 4,5 proc. Argumenty za tym przemawiające to wzrastające do 175 zł/Mwh ceny w kontraktach na dostawy energii w przyszłym roku (o 8-9 proc. wyższe niż tegoroczne), łagodzone jednak znaczącym spadkiem cen tzw. zielonych certyfikatów, które otrzymują jako wsparcie producenci prądu z ekoinstalacji (36 zł/MWh w 2017 r. wobec 74 zł/MWh w 2016 r.).
– Regulator od wielu lat prowadzi politykę ochrony klientów indywidualnych. Takie jest polityczne oczekiwanie – tłumaczy Suska. Jego zdaniem symboliczna podwyżka w tym roku jeszcze bardziej zawęzi pole do tworzenia korzystnych cenowo ofert dla gospodarstw domowych. Alternatywni sprzedawcy nadal więc będą się ścigać na pakiety usług dołączanych do sprzedaży energetycznych mediów.