Jesteśmy skazani na większy import prądu

Początek 2017 r. dawał nadzieje na to, że Polska z importera znów stanie się eksporterem energii. Ale po całym roku nie widać zmiany trendu.

Publikacja: 09.01.2018 21:00

Jesteśmy skazani na większy import prądu

Foto: 123RF

Jak pokazują dane Polskich Sieci Elektroenergetycznych, w ubiegłym roku kupiliśmy z zagranicy 6,75 TWh prądu, o 37 proc. więcej niż rok wcześniej. To już czwarty rok z rzędu, kiedy nasz kraj jest importerem energii netto, czyli więcej megawatogodzin sprowadza, niż oddaje.

Miniony rok był jednak pierwszym, kiedy handlowcy odczuli zwiększony napływ. – Zadowoleni jesteśmy głównie z przepustowości na granicy z Niemcami i Czechami, gdzie operator udostępniał stale łącznie ok. 500 MW. Tanią energię z niemieckich wiatraków i farm solarnych można było kupić już nie tylko okazjonalnie, jak to bywało w poprzednich latach. Połączenie było blokowane przez operatora sporadycznie, a poziom przepustowości do kraju był generalnie stały i przewidywalny – twierdzi Michał Borg, starszy handlowiec w Fiten.

Rzeczywiście, z Niemiec przyszło do nas prawie 840 GWh, tj. ponadpięciokrotnie więcej niż rok wcześniej. Import z Czech zwiększył się zaś trzykrotnie, do 309 GWh.

Sytuacja może się jeszcze poprawić wraz z zamontowaniem na granicy niemiecko-polskiej drugiego urządzenia blokującego nieplanowane przepływy energii, co uwolni moce dla przepływów handlowych. – Jeśli obecne moce zostaną zwiększone po uruchomieniu kolejnej linii transgranicznej, to dodatkowe 500 MW z tego kierunku zwiększy bezpieczeństwo w upalne i suche dni latem, uniezależniając operatora systemu od awaryjnych sytuacji spowodowanych ewentualnym wypadaniem bloków elektroenergetycznych z systemu – tłumaczy Borg.

Lepsza sytuacja z importem miała miejsce także na tzw. profilu północnym. Chodzi o połączenia ze Szwecją i Litwą. To prawdopodobnie efekt mniejszej awaryjności kabla podmorskiego NordBalt między tymi krajami, a także niezmniejszania przepustowości na liniach bezpośrednio łączących Polskę z nimi. Ze Szwecji sprowadziliśmy 20 proc. prądu więcej ( 3,1 TWh), a z import z Litwy wzrósł o 46-proc., do 1,56 TWh.

Ale nasi producenci energii też mieli możliwość zarobku. Bo w minionym roku wyeksportowano z Polski niemal dwukrotnie więcej niż w 2016 r. (4,16 TWh). Najwięcej poszło właśnie do Niemiec i Czech, odpowiednio 1,86 TWh i 823 TWh.

– Zwiększony eksport w 2017 r. miał miejsce głównie w I kwartale, kiedy mieliśmy do czynienia z kryzysem na rynku francuskim wskutek wyłączenia części tamtejszych elektrowni jądrowych. Ceny energii nad Tamizą poszybowały w górę i pociągnęły za sobą te w Niemczech, dzięki czemu eksport stał się opłacalny – wyjaśnia Borg.

W tym roku nie możemy liczyć na podobną sytuację. Na horyzoncie nie widać dużych mrozów w żadnym z europejskich krajów powiązanych pośrednio czy bezpośrednio z naszym systemem. – Drugi i trzeci kwartał jest dla Polski przeważnie okresem zwiększonego importu. Wyższy eksport może się ewentualnie przytrafić więc dopiero pod koniec tego roku – ocenia ekspert Fiten. Dlatego uważa, że także w 2018 r. padnie rekord sprowadzania energii do Polski.

Ceny na ościennych rynkach zależne od pogody

Nasze elektrownie cieplne na węgiel są mniej konkurencyjne niż OZE, o ile nasłonecznienie i wietrzność są duże. Przy takich warunkach ceny u zachodnich sąsiadów spadają, nawet do ujemnych wartości. Ale gdy pogoda nie sprzyja zielonym siłowniom, a w innych krajach następują duże ubytki mocy, to ceny na polskim rynku zachowują się bardzo stabilnie.

Elektroenergetyka
Ten rok da odpowiedź, kiedy spółki odejdą od węgla
Elektroenergetyka
Andrzej Modzelewski, prezes E.ON Polska: Nie można dłużej żyć na energetyczny kredyt
Elektroenergetyka
Fico grozi, słowacki operator nie słucha i wspiera Ukrainę
Elektroenergetyka
Polska może pomóc Ukrainie z prądem. Ale potrzebujemy wsparcia
Elektroenergetyka
Energa idzie do sądu. Chodzi o niezbudowaną elektrownię w Ostrołęce