14 grudnia w Wilnie spotkali się przedstawiciele Polski oraz trzech krajów bałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii, by z jednej strony zaingerować połączenie energetyczne pomiędzy pierwszą dwójka z wymienionych, a drugiej rozmawiać o dalszej współpracy.
Mowa tutaj o dwóch równoległych projektach. Pierwszy z nich to połączenie Litwy z Polską, a drugi Litwy z siecią energetyczną Szwecji. Był to pierwszy z wielu etapów wielkiej inwestycji, która zgodnie z planami zakończy się do 2025 r. i obejmie wszystkie trzy kraje regionu, co pozwoli im uniezależnić się od energii importowanej z Rosji.
– Nie możemy uzależniać się od importu taniej, lecz „brudnej”, bo nieobciążonej poważnymi zobowiązaniami ograniczania CO2 energii rosyjskiej – mówił w Wilnie wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki.
– Przez połączenie energetyczne Litwy z Polską i Szwecją została osiągnięta nie tylko stabilność, ale i niezależność – stwierdziła Dalia Grybauskaite, prezydent Litwy.
Nad projektem pojawiły się jednak ciemne chmury. Kaja Kallas, europarlametarzystka z Estonii, stwierdziła, że w jej ocenie Polska może nie być do końca zainteresowana projektem, jeśli nie będzie się on w dostatecznym stopniu odpowiadał interesom Warszawy. Kallas ocenia, że winę za taki stan rzeczy należy się doszukiwać w „eurosceptycznych postawach” nowych władz nad Wisłą.