Dla firm może to oznaczać początek gwałtownego spadku przychodów. – Górnictwo przespało dobre lata, co do tego nie ma wątpliwości – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Michał Hetmański, ekspert ośrodka Instrat. – Ale najgorsze dopiero nadejdzie: pod kątem popytu na polski węgiel lata 2019–2020 będą jeszcze spokojne, ale od połowy 2021 r. – kiedy wejdą w życie konkluzje BAT, unijne regulacje podnoszące limity emisji dla elektrowni – popyt na polski węgiel spadnie – zapowiada.
Według Hetmańskiego jakość naszych złóż węgla jest niska: surowiec zawiera dużo siarki, metali ciężkich, jego spalanie produkuje więcej popiołów, czyli pyłów. – Nasze elektrownie wydają dziś niemałe pieniądze na instalacje oczyszczania spalin i po 2021 r. w zasadniczej części z nich polski węgiel może być za słaby lub po prostu nieadekwatny do spalania – mówi ekspert. – Przypominam, prąd i ciepło systemowe odpowiadają w Polsce za połowę z ok. 60 mln ton krajowego zużycia węgla kamiennego. Doliczmy do tego wycofywanie węgla z ogrzewania domowego dzięki programowi „Czyste powietrze”. Wtedy dla górnictwa problemem będzie nie tylko cena, ale i znaczny spadek klientów – dodaje.
Gdyby próbować zsumować wszystkie czynniki podcinające cenę węgla na polskim rynku, należałoby uwzględnić olbrzymi import z zagranicy – w sumie 19,68 mln ton w 2018 r. (z czego 13,47 mln ton stanowił subsydiowany węgiel rosyjski), spadający popyt w energetyce (która zrobiła zapasy i musi zwiększać pulę OZE w swoim zużyciu), coraz rzadsze użycie węgla przez indywidualne gospodarstwa domowe oraz słabą jakość surowca, która zniechęci do niego część klientów.
Spóźnione inwestycje
Oczywiście odpowiedzią mogłoby być zwiększenie produkcji i większa efektywność. O ironio, spółki biorą się do inwestycji dopiero teraz, gdy ceny sięgnęły maksimum i będą raczej spadać, niż dalej rosnąć. I tak, w I półroczu br. Jastrzębska Spółka Węglowa wydała na ten cel 823,8 mln zł (niemal 45 proc. więcej niż przed rokiem), a do 2030 r. miałaby wyłożyć w sumie 19 mld zł na inwestycje w sektor górniczy i koksowniczy (według planów ogłoszonych w kwietniu br.).
Rekordowe wydatki inwestycyjne – rzędu 3,2 mld zł w 2019 r. – zapowiadała też wiosną br. Polska Grupa Górnicza (PGG). Dla porównania, radzący sobie nie najgorzej Lubelski Węgiel Bogdanka SA na inwestycje (głównie w nowe wyrobiska i modernizację istniejących) wydał w I półroczu br. 167 mln zł. W Tauron Wydobycie budowane są szyb Grzegorz w kopalni Sobieski i poziom 800 m w Janinie, realizowany jest też program inwestycyjny w Brzeszczach. Ale od realizacji do użytkowania długa droga, nic zatem dziwnego, że wiceminister energii Adam Gawęda nie ukrywa chęci przyspieszenia. – Trzeba te kopalnie postawić na stabilne nogi, zbudować dobry filar, przyspieszyć te inwestycje, które były rozłożone w czasie i które uniemożliwiły wejście w nowe pokłady, nowe ściany – mówił Gawęda, zapowiadając na połowę września plan naprawczy dla wydobywczej spółki Tauronu.
Trudno się jednak dziwić, że do inwestowania przystąpiono z takim opóźnieniem. – Negocjacje w Polsce odbywają się między grupą kilku firm sprzedających i grupą kilku firm kupujących. One ustalają cenę, z którą konsumentom końcowym pozostaje się jedynie pogodzić – opisywał nam rynkową codzienność jeden z analityków. W ostatnich latach kluczowym czynnikiem było uwzględnienie sytuacji górnictwa, czyli cenę kalkulowano tak, by zwracały się koszty produkcji, i doliczano marżę, by udowodnić, że kopalnie wychodzą na prostą – a kupujący akceptowali to status quo. – Wysoka cena węgla wspiera PGG. Podejrzewam, że gwałtowne obniżenie się ceny mogłoby pogorszyć sytuację finansową największego europejskiego producenta węgla – mówił nam Paweł Puchalski, analityk Santandera.