W 2015 r. firmy poszukujące złóż ropy znalazły nowe zasoby szacowane w sumie na 2,8 mld baryłek – podała firma doradcza IHS. To najniższy poziom od 1954 r. Świadczy o spadku tempa prac poszukiwawczych, a to z kolei o oszczędnościach w koncernach naftowych.
Większość nowych złóż leży pod morskim dnem na dużych głębokościach. To trudne i kosztowne zasoby. Średnio mija siedem lat, zanim można tam uruchomić regularne pompowanie. Dlatego mniej złóż to mniejsze wydobycie, które w ciągu dekady doprowadzi do zmniejszenia podaży ropy na globalnym rynku – przewiduje „Financial Times”.
Wciąż większość pomp pracuje na dawno odkrytych złożach. Gdyby poziom poszukiwań nowych utrzymał się taki jak w ub.r., to rzeczywiście do 2035 r. pojawi się deficyt 4,5 mln baryłek dziennie. A to doprowadzi do znacznego wzrostu cen. Do tego w nowo odkrywanych złożach więcej jest gazu niż ropy, co też nie pozostanie bez pływu na sytuację na rynku.
Pal Kibsgard, dyrektor wykonawczy amerykańskiej firmy Schlumberger – największej wykonującej usługi (w tym wiertnicze i poszukiwawcze) dla branży naftowej – zwracał w kwietniu uwagę, że stosunek poszukiwań do pompowania surowca jest na tyle poważny, iż może „tylko przyśpieszyć zmniejszanie się produkcji ropy, a co za tym idzie, podnieść ceny”.
Szczególnie mało nowych złóż przybywa w pogrążonej w kryzysie Rosji. Największa krajowa firma wiertnicza i poszukiwawcza Eurasia Drilling zaczęła tracić w 2014 r. Mimo że nakłady inwestycyjne wzrosły do 530 mln dol. (wobec 508 mln rok wcześniej), firma wywierciła mniej: 5,7 mln m (-9,5 proc.), a jej udział w rosyjskim rynku robót wiertniczych zmniejszył się z 29 proc. do 27 proc. W 2015 r. wywierciła jeszcze mniej – 3,6 mln m w 1108 odwiertach (w 2014 r. było ich 1428).