Ubiegły rok nie był udany dla Grupy Lotos. Koncern zanotował w tym czasie zarówno spadek przychodów, jak i zysków. Kluczowy wskaźnik, czyli wynik EBITDA LIFO skorygowany o zdarzenia jednorazowe wyniósł 2,86 mld zł, co oznaczało jego spadek o 7,7 proc. Jeszcze mocniej, bo o 27,4 proc. (do 1,15 mld zł) zniżkował czysty zarobek. Opublikowane dziś rano wyniki były zgodne z podanymi ponad miesiąc temu szacunkami zarządu spółki. Do pogorszenia kondycji koncernu doszło z powodu mocnych spadków cen ropy i gazu. Tym samym działalność wydobywcza przyniosła zdecydowanie mniejsze wpływy niż w 2018 r.
CZYTAJ TAKŻE: Lotos nie ma szczęścia do Yme
W ubiegłym roku koncern wydał łącznie na inwestycje nieco ponad 1 mld zł, co było wartością podobną do tej z 2018 r. Najwięcej pieniędzy pochłonęły poczynione nakłady na zagospodarowanie norweskiego złoża ropy Yme (291 mln zł) i bałtyckiego złoża ropy B8 (140 mln zł) oraz na dokończenie sztandarowej inwestycji rafineryjnej, czyli projektu EFRA (134 mln zł). Po kilkadziesiąt milionów złotych wydatkowano z kolei na rozwój sieci stacji paliw oraz norweskich złóż Sleipner i Heimdal.
Bloomberg
Paweł Majewski, prezes Grupy Lotos, w liście do akcjonariuszy informuje, że po zakończeniu projektu EFRA inwestycją na której koncernowi najbardziej zależy jest budowa tzw. hydrokrakingowego bloku olejowego. – Umożliwi on m.in. produkcję wysokiej jakości bazowych olejów smarowych. Nadal poważnie rozważamy też projekt budowy elektrociepłowni – twierdzi Majewski. Dodaje, że dzięki tej inwestycji koncern nie tylko zwiększyłby bezpieczeństwo energetyczne swojej rafinerii ale również portfel produktowy. – Analizujemy również reaktywację projektu budowy terminalu morskiego na Martwej Wiśle, który umożliwi wykonywanie przeładunków komponentów i produktów na własnym nadbrzeżu, dywersyfikację kanałów ekspedycji produktów i importu surowców oraz zmniejszenie kosztów – uważa Majewski.