Brejza złożył interpelację pod koniec minionego roku, domagając się udostępnienia danych za lata 2014-2019. Z otrzymanych z resortu informacji wynika, że strumień surowca ze Wschodu już w 2014 roku był wartki, ale bardzo szybko przerodził się w prawdziwe tsunami.
Jeżeli w 2014 r. do Polski sprowadzono 6,47 mln ton rosyjskiego węgla, to w 2015 r. liczba ta spadła to 4,93 mln t, a rok później – do 5,19 mln ton. W 2017 r. zaczęła gwałtownie przybierać na sile – do 8,69 mln ton, a w 2018 r. do rekordowego poziomu 13,05 mln ton. Z danych uzyskanych przez Brejzę wynika zatem, że w 2019 r. fala nieco opadła: można zakładać, że import węgla z Rosji dobije poziomu mniej więcej 10 mln ton.
Trudno się dziwić polskim odbiorcom rosyjskiego węgla: surowiec ze Wschodu jest znacznie tańszy (po części z powodu rządowych subsydiów), a – zdaniem wielu ekspertów – również znacznie lepszej jakości niż np. węgiel ze Śląska. Przy rosnących cenach pozwoleń na emisje gazów cieplarnianych – z CO2 na czele – próba szukania oszczędności wydaje się być działaniem oczywistym.
Co w oczywisty sposób przekłada się na polskie górnictwo, którego zapasy systematycznie w ostatnim czasie rosły. Co z kolei skłoniło rząd do zapowiedzi walki z importem węgla ze Wschodu (z Rosji, ale też Kazachstanu). Mimo jednak zmian prawnych efekt tych zabiegów zapewne nie będzie imponujący: nawet jeżeli wyniki importu węgla będą niższe niż w 2018 r. (w sumie 19,68 mln t), to wciąż będą dalece przewyższać wskaźniki z lat poprzednich.