Członkowie kartelu mają się porozumieć w sprawie zamrożenia bądź nawet zmniejszenia obecnego poziomu wydobycia, które w szybkim tempie zbliża się do rekordowych 34 mln baryłek dziennie. Oczywiście żadnemu z nich nie odpowiada obecna cena tego surowca, która w przypadku Brenta wyniosła w czwartek 17 listopada 46,47 dol. za baryłkę. Do zbilansowania budżetów w krajach arabskich niezbędna byłaby przynajmniej 20-dolarowa podwyżka. O tym jednak nie mają co marzyć.

Na pierwszym spotkaniu przygotowawczym OPEC uzgodnił, że 30 listopada na konferencji ministerialnej zostanie zatwierdzone 5-procentowe cięcie wydobycia. Wówczas oznaczało to ustalenie nowego limitu na poziomie 32,5 mln baryłek ropy dziennie. To ustalenie obowiązuje nadal, ale ropy na rynku jest w tej chwili znacznie więcej niż wtedy, gdy limity uzgadniano, a większość członków kartelu widziałaby raczej nie cięcie, lecz zamrożenie. Przy tym Iran, Irak i Nigeria mówią, że nie zamierzają w niczym się ograniczać, bo i tak potrzebują pieniędzy i chcą jak najszybciej odzyskać udział w rynku.

Po spotkaniu w stolicy Kataru należy się więc raczej spodziewać prób werbalnego podbijania cen, na co jednak rynek jest już coraz mniej czuły, ponieważ wiele z takich umów nigdy nie dochodziło do skutku. Kolejną niewiadomą jest postawa Rosjan, którzy bardzo chętnie skorzystają z dobrodziejstw ograniczenia wewnątrz OPEC, natomiast bardzo niechętnie mówią, że mogliby do niego przystąpić.

Grzegorz Maziak, szef analityków e-petrolu, ostrzega jednak, że polscy kierowcy muszą się liczyć z nadchodzącymi podwyżkami cen paliw. Powodem nie będzie wyższa cena ropy, która zdaniem eksperta utrzyma się w okolicach 45 dol. za baryłkę, ale słaby kurs złotego do dolara. Nadal jednak przed nadchodzącym weekendem można kupić ON, płacąc tylko po 4,1 zł za litr, a za benzynę E-95 o 10 groszy drożej. Wiadomo jednak, że tak niskie ceny nie mają szans długo się utrzymać.