Pod względem śmiecenia udało nam się już dogonić Zachód

Osiągnięcie celów, jakie Unia Europejska postawiła państwom członkowskim, jeśli chodzi o uporanie się z nadmiarem śmieci, wydaje się być dziś nierealne. Na razie będziemy musieli się pogodzić z coraz wyższymi opłatami za ich odbiór.

Publikacja: 30.10.2019 20:17

Pod względem śmiecenia udało nam się już dogonić Zachód

Foto: Shutterstock

Tak, mamy w Polsce problem ze śmieciami zmieszanymi – przyznawał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister środowiska Henryk Kowalczyk. – Choć jest ich stopniowo coraz mniej, to wciąż za dużo. Dyrektywa odpadowa nakłada na nas pewne obowiązki: w 2020 r. 50 proc., a w roku 2035 aż 65 proc. odpadów powinniśmy poddawać recyklingowi, a tylko selektywnie zebrane odpady nadają się do recyklingu. Drugi warunek to próg maksymalnie 30 proc. odpadów, jakie możemy spalać. W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska – mówił.

Kary dla miast

Jak się wydaje, kluczową metodą uporania się z problemem stały się ostatnio podwyżki. W połowie października cała Polska mogła przeczytać np. o podwyżkach w Łodzi: odbiór śmieci segregowanych zdrożał tam z 13 do 24 zł miesięcznie. Kto nie segreguje, płaci więcej. Między 2020 a 2035 r. są też poszczególne progi: w uproszczeniu 5 proc. więcej recyklingowanych odpadów co pięć lat.

– Jeżeli Polska miałaby podwoić, a w przyszłości potroić recykling, to musi zostać spełnionych szereg warunków – mówi nam Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia Polski Recykling. – Surowce przeznaczone do recyklingu muszą być odpowiedniej jakości, dopłata za recykling musi być adekwatna do warunków rynkowych, w których działa recykler, należy wprowadzić obowiązek wykorzystywania recyklatów w produkcji nowych produktów, w tym opakowań i stworzyć system premiowania artykułów pochodzących z recyklingu, aby wygenerować na nie popyt – dodaje. Według niego niezbędne jest też wsparcie nowych inwestycji w branży, pozwalających zwiększyć innowacyjność i moce przerobowe.

– Potrzebujemy przepisów, które będą zapobiegać patologiom, a nie dławić uczciwych firm – uzupełnia nasz rozmówca. – Wreszcie przydałoby się wsparcie poprzez ulgi podatkowe czy podobne mechanizmy, które pozwolą im efektywnie funkcjonować, szczególnie w pierwszym okresie po wprowadzeniu nowych regulacji – dorzuca.

Sprostać tym wyzwaniom nie będzie łatwo, zwłaszcza że od 2020 r. zacznie obowiązywać rygorystyczny system szacowania poziomu recyklingu. Paweł Głuszyński, ekspert Towarzystwa na rzecz Ziemi, wyliczył, że tylko miasta wojewódzkie w Polsce zapłacą w przyszłym roku z tego tytułu łącznie 211,5 mln zł kar. W tej kwocie największa pula przypadnie Warszawie – 60 mln zł, najmniejsza Gdańskowi – 0,3 mln zł.

Inna sprawa, że dogoniliśmy już Zachód pod względem wyrzucania: ogółem Polacy produkują co roku 12,5 mln ton śmieci, wypada po 300 kg na głowę. Z tych samych statystyk wynika, że w 2018 r. zaledwie 19 proc. odpadów, jakie wylądowały w naszych koszach, zostały poddane recyklingowi. To bardzo daleko od unijnych norm. W sumie trudno się jednak dziwić, skoro aż 67 proc. odpadów, jakie lądują w koszach, to odpady zmieszane.

Problemy z plastikiem

– Największy kłopot szykuje nam się z plastikiem, który nieodpowiednio zagospodarowany stanowi zagrożenia dla środowiska: przez wiele lat polskie odpady – jak europejskie i amerykańskie – były eksportowane do Azji – mówi Dziak-Czekan. – Nawet 7,5 mln ton odpadów rocznie było wysyłane do Chin. To się skończyło, rynek został zamknięty, a plastik zostaje teraz w Polsce. Potrzebujemy więc inwestycji w moce przerobowe, możliwości zagospodarowania tych odpadów we własnym zakresie – dorzuca. Problem może też być z surowcami wielomateriałowymi czy laminatami różnych tworzyw: mimo że spełniają swoją funkcję i są wytrzymałe, bardzo trudno poddać je recyklingowi i nadają się tylko do spalarni. Zdaniem szefa Stowarzyszenia Polski Recykling za wprowadzenie na rynek tego typu opakowań producenci powinni płacić dużo więcej, wzrost kosztów zniechęci przemysł do korzystania z tego typu produktów.

Ilościowo największym problemem Polski wydają się być odpady ogrodowe i kuchenne: rozmaite nadpsute wiktuały, przeterminowane jedzenie, liście z ogrodu. Te pierwsze stanowią problem dla mieszkańca bloku, te ostatnie – dla mieszkańców przedmieść, gdzie dom z ogródkiem czy przynajmniej rzędem krzewów jest standardem. W podmiejskich miejscowościach takie pozostałości stanowią nawet do 60 proc. wszystkich śmieci.

W ubiegłym roku Bruksela podjęła decyzję o wprowadzenia całkowitego zakazu produktów i opakowań plastikowych jednorazowego użytku. Wkrótce znikną zatem talerzyki, kubeczki, sztućce i np. patyczki do uszu. Zakaz zaskoczył zwłaszcza polskich producentów, z których wielu wyspecjalizowało się w tworzeniu tego typu produktów – i przeraża ich nie tyle sam zakaz, ile ledwie dwuletni okres poprzedzający całkowite wyrugowanie tych produktów z rynku. Dwa lata na przestawienie całej produkcji na nowe tory to, zdaniem przedsiębiorców z tej branży, o wiele za mało. Plastik to aż 3,5 mln ton polskich odpadów.

Plastikowe widelce czy patyczki do uszu to jednak mniejsze z naszych zmartwień. Największym wydaje się być mentalność. Weźmy kilka prostych przykładów: wielu z nas nie segreguje odpadów, bo to wymagałoby więcej uwagi – zapamiętania obowiązującego schematu segregacji, kilku pojemników, mycia zużytych opakowań. Buduje się proste usprawiedliwienia, jak historia o tym, że posegregowane śmieci i tak trafiają do jednego pojemnika w śmieciarce (czemu firmy odbierające odpady kategorycznie zaprzeczają). W mniej lub bardziej wypielęgnowanych ogródkach szkoda miejsca na kompostownik – łatwiej liście i „spożywkę” wyrzucić do kubła. Ba, niski poziom recyklingu to również zasługa segregujących – ale tych mało starannych, którzy potrafią wyrzucić do papieru choćby opakowanie po czipsach albo wyrzucą do odpadów szklanych słoik z resztkami jedzenia. Oznaki takiej nonszalancji w traktowaniu śmieci będą najprawdopodobniej karane w coraz bardziej dotkliwy sposób.

W zamkniętym obiegu

– Na drodze do gospodarki obiegu zamkniętego mamy jeszcze sporo do zrobienia – zastrzega Szymon Dziak-Czekan. – W krajach zachodnich koszty selektywnej zbiórki, przetwarzania i recyklingu pokrywają środki od firm wprowadzających produkty w opakowaniach. Polska ma tu spore zaległości: Ministerstwo Środowiska ma teraz wprowadzić tę tzw. rozszerzoną odpowiedzialność producenta, w tej chwili za całość selektywnej zbiórki płacą mieszkańcy. Docelowo mieliby oni płacić wyłącznie za odpady zmieszane, podczas gdy zbiórka odpadów surowcowych miałaby być finansowana przez biznes. Żeby koszty szły za opakowaniem – kwituje.

Minister Henryk Kowalczyk prezentuje to nieco inaczej. – Chciałbym zwiększyć udział surowców z recyklingu w produkcji nowych towarów, a tym samym zmniejszyć wykorzystanie surowców pierwotnych. Chciałbym, żeby surowce wtórne stały się towarem, żeby miały swoją wartość. Tak jak złom: z metalami nie mamy żadnych kłopotów. A zgodnie z definicją to też odpad – mówił nam szef resortu środowiska. – Podobnie zebrane, sprasowane i złożone butelki PET też już można sprzedać. Metal jest ciężki, więc i bardziej opłacalny w sprzedaży, butelki mniej – więc tu należałoby wprowadzić opłatę – podkreśla.

Ale nie chodzi tylko o to, by przeciętny człowiek dostrzegł w śmieciach korzyści. Biznes nie ucieknie przed odpowiedzialnością. – W przyszłości chcielibyśmy, zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”, aby producenci wprowadzający produkt czy opakowanie na rynek byli zobowiązani wnieść opłatę, którą przekieruje się potem na system zbiórki odpadów powstających z ich produktów – potwierdza opinię szefa Stowarzyszenia Polski Recykling minister Kowalczyk.

Biznes szuka zaś odpowiedzi na własną rękę. Ciekawych przykładów może dostarczyć choćby branża energetyczna. Elektrownie coraz częściej niemal całkowicie wykorzystują odpady jako materiały i surowce. Doskonałym przykładem mogą być choćby popioły i żużel energetyczny, który trafia z powrotem na rynek – z zastosowaniem w budownictwie, drogownictwie, górnictwie czy rolnictwie. Z kolei w kopalniach przetwarza się odpady powydobywcze, np. na pełnowartościowe kruszywa budowlane, drogowe czy dodatki do paliw. Docelowo chodzi już o setki tysięcy ton odpadów przywracanych sukcesywnie innym branżom gospodarki.

Aleksandra Surdykowska PR and Marketing Manager, Stena Recycling

Unijne prawo zobowiązuje kraje członkowskie do coraz bardziej odpowiedzialnego postępowania z odpadami. Fakt, że tylko 15 proc. Polaków podczas zakupu sprzętu elektronicznego i elektrycznego zwraca uwagę na możliwość poddania go recyklingowi (jak wynika z badania opinii na temat elektroodpadów i zakupów sprzętu elektrycznego i elektronicznego przeprowadzonego dla Stena Recycling przez PBS w lutym i marcu 2019 r.), dobitnie pokazuje potrzebę szerokiej edukacji na temat gospodarki cyrkularnej i korzyści płynących z wielokrotnego wykorzystywania zasobów. Pomysłów na to, jak odejść od filozofii „kup, zużyj, wyrzuć”, przybywa każdego dnia. Na przykład z plastiku odzyskanego z tylnej obudowy telewizora można wyprodukować doniczki lub kołpaki samochodowe. Ze starych, pociętych ubrań wytwarza się między innymi wkłady do materaców. Podobnych rozwiązań jest wiele i warto je pokazywać. Tym bardziej gdy uświadomimy sobie, że wprowadzanie zaleceń Komisji Europejskiej z obszaru gospodarki cyrkularnej może potencjalnie zaowocować wzrostem liczby miejsc pracy i konkurencyjności firm, a także redukcją emisji gazów cieplarnianych o 4 proc. Z naszych badań wynika, że Polacy doceniają proekologiczne działania biznesu. Aż 69 proc. z nich chciałoby, aby ich ulubione produkty były zaprojektowane i wytworzone według idei GOZ. Podobnie jest z gotowością do zmiany ulubionego produktu na taki, który wyprodukowano zgodnie ze zrównoważonymi zasadami – deklaruje ją 65 proc. respondentów. Aby deklaracje mogły przełożyć się na konkretne wybory, konieczna jest jednak edukacja społeczeństwa i pokazywanie gospodarki cyrkularnej w szerszej perspektywie. Każdy konsument musi zrozumieć, że odpady są źródłem wartościowych zasobów, a odzyskiwanie materiałów i ponowne wprowadzanie ich do produkcji przyczynia się do ochrony środowiska. Na co dzień, w trakcie pracy z klientami, doskonale widzimy, jak duże znaczenie ma pokazywanie dobrych praktyk. Właśnie dlatego już po raz trzeci organizujemy konkurs „Stena Circular Economy Award – Lider Gospodarki Obiegu Zamkniętego”. To projekt łączący obszary ekologii, CSR i edukacji. Nagradzamy w nim firmy, które wdrożyły ciekawe rozwiązania GOZ lub zrealizowały kampanie promujące ideę gospodarki cyrkularnej. W ubiegłym roku przyznaliśmy tytuł Lidera GOZ m.in. firmie IKEA Retail za kampanię „Przyda się” i Signify Poland Oddział w Kętrzynie (Phillips) za projekt „Pacific LED – Circular Economy ready luminaire”. Do konkursu zapraszamy firmy działające w różnych obszarach, od międzynarodowych korporacji, przez startupy po jednoosobowe działalności. Na ich zgłoszenia czekamy do 31 stycznia 2020 r.

Tak, mamy w Polsce problem ze śmieciami zmieszanymi – przyznawał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister środowiska Henryk Kowalczyk. – Choć jest ich stopniowo coraz mniej, to wciąż za dużo. Dyrektywa odpadowa nakłada na nas pewne obowiązki: w 2020 r. 50 proc., a w roku 2035 aż 65 proc. odpadów powinniśmy poddawać recyklingowi, a tylko selektywnie zebrane odpady nadają się do recyklingu. Drugi warunek to próg maksymalnie 30 proc. odpadów, jakie możemy spalać. W modelu docelowym nie więcej niż 10 proc. odpadów może trafić na składowiska – mówił.

Pozostało 95% artykułu
Surowce i Paliwa
Azoty poniosły w ubiegłym roku ogromne straty
Surowce i Paliwa
USA wyprodukowały pierwszy wzbogacony uran. Nerwowo na Kremlu
Surowce i Paliwa
Nowy zarząd Orlenu rodzi się w bólach
Surowce i Paliwa
Wymiana władz w firmach grupy Azoty nabiera tempa
Surowce i Paliwa
Posłanka KO: prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zarobków w Orlenie