„Shell podjął decyzję przerwania udziału w projekcie „Bałtycki LNG” po tym jak Gazprom przyjął ostateczną koncepcję rozwoju projektu” – dowiedziała się w rosyjskim oddziale Shell agencja Bloomberg.
CZYTAJ TAKŻE: LNG coraz bardziej smakuje światu i Polsce
Projekt Bałtycki LNG, nad którym od 2015 r pracowały Shell i Gazprom, zakładał budowę zakładów skraplania gazu wraz z terminalem w porcie Ust-Ługa pod St. Petersburgiem. Zakłady miały produkować rocznie 10 mln ton gazu skroplonego z możliwością zwiększenia do 15 mln ton. Cały gaz miał trafiać na rynek europejski, gdzie miał skutecznie konkurować z LNG z USA, Algierii czy Kataru.
Koncern nie zamierzał rezygnować z pomysłu, ale Gazprom w końcu marca ogłosił zupełnie nowy projekt, w którym nie było mowy o udziale Holendrów. Jest tu mowa o zakładzie produkujących 13 mln ton LNG plus 4 mln ton etanu i ponad 2,2 mln ton skroplonych gazów węglowodorowych (propan-butan i niewielkie ilości innych jak butylen czy etylen).
LNG Tanker at terminal/Bloomberg
Partnerem Gazpromu ma być RosGazDobycza (RGD) bogacza Artioma Obolenskiego. Wyprodukowany etan ma być dostarczany do kompleksu gazowo-chemicznego, który samodzielnie zbuduje RGD. Będzie tam rocznie produkować 3 mln ton polimerów. W komunikacie o projekcie nazwa Bałtycki LNG nie pada.
Shell musiał się poczuć nieprzyjemnie zaskoczony. Zachodni koncern wiele razy podkreślał, że zostanie w projekcie mimo sankcji Unii i USA. Rozmowy na temat wyjścia Shell z projektu prowadzone były w ostatnim tygodniu w Hadze w siedzibie Shell. Zdaniem rosyjskich ekspertów przepytanych przez agencję Prime, wpływ na decyzję mogły tu też mieć amerykańskie sankcje. Ale też brak akceptacji Shella dla nowego pomysłu Gazpromu i niezadowalająca jego opłacalność.