Finalizacja fuzji Orlenu z Lotosem i transakcje, do jakich doszło pomiędzy polskim i węgierskim koncernem, zaowocowały istotnymi zmianami na rynku stacji paliw w naszym regionie. Aby ich pełne efekty były widoczne dla przeciętnego kierowcy, trzeba jednak poczekać przynajmniej kilka kwartałów. W tym czasie oba koncerny dokonają w Polsce m.in. rebrandingu obiektów Lotosu. Ponad 400 zmieni szyld na MOL, a prawie 100 na Orlen.

Aby je w pełni przystosować do walki konkurencyjnej na lokalnym rynku, szczególnie dużo wysiłku i pieniędzy będzie musiał zaangażować MOL. Wynika to nie tylko z tego, że musi dostosować do swoich potrzeb cztery razy więcej placówek niż Orlen, ale również z powodu swojego debiutu na polskim rynku. Węgrzy mają jednak bardzo ambitne plany i już rozglądają się za pozyskaniem nad Wisłą kolejnych 100 stacji, tak aby awansować na pozycję wicelidera rynku z trzeciej lokaty (drugi jest BP), do której już predysponują ich przeprowadzone transakcje i posiadane aktywa. Liderem, z dużą przewagą nad pozostałymi graczami, długo jeszcze zapewne pozostanie Orlen.

Dla odmiany MOL jest numerem jeden na Słowacji i Węgrzech, i musi tam bronić swojej pozycji m.in. przed atakami płockiego koncernu. Orlen na obu rynkach jest tuż za podium i nie powiedział ostatniego słowa w toczącym się pojedynku. Wreszcie najbardziej wyrównana walka zdaje się mieć miejsce w Czechach. Tam liderem jest Orlen, a MOL wiceliderem. Poza czterema wymienionymi krajami płocki koncern obecny jest jeszcze w dwóch krajach, a węgierski w sześciu. Nie można wykluczyć, że wkrótce na którymś z nich lub całkiem nowym również się spotkają, gdyż inwestycje organiczne i akwizycje w biznesie detalicznej sprzedaży paliw zajmują w ich strategicznych planach istotne miejsce.

Obecnie Orlen dysponuje łącznie niespełna 3,2 tys. stacji, a do 2030 r. chce ich mieć ponad 3,5 tys. MOL ma już ich około 2,4 tys.