Branża OZE krytykuje MAP. Padają porównania do PiS. Poszło o zielone certyfikaty

Zaostrza się spór o zielone certyfikaty. Z jednej strony padają zarzuty o podwyżki cen energii, z drugiej obawy o zatrzymanie transformacji energetycznej. Branża wiatrowa argumentuje, że Ministerstwo Aktywów Państwowych zmierza w stronę wyhamowania rozwoju OZE. Padają porównania do poprzedniego rządu PiS.

Publikacja: 26.08.2024 07:42

Farma wiatrowa Koźmin w Wielkopolsce

Farma wiatrowa Koźmin w Wielkopolsce

Foto: Bartłomiej Sawicki

Coraz bardziej gęstniejącą atmosferę w rządzie widać na przykładzie rozstrzygnięcia losów projektu rozporządzenia ws. zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z OZE w latach 2025–2027. Autorem projektu jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ). Nieporozumienia między MKiŚ, a Ministerstwami Aktywów Państwowych, Finansów oraz Rozwoju i Technologii ma rozwijać Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów. Tam trafiają najważniejsze projekty gospodarcze i te budzące największe dyskusje. 

Branża wiatrowa reprezentowana przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) z dużym zaskoczeniem przyjęła nowe argumenty Ministra Aktywów Państwowych (MAP) dotyczące tzw. obowiązku OZE. Redakcja „Rzeczpospolitej” dotarła do stanowiska PSEW w tej sprawie. 

Jeszcze kilka dni temu MAP wnosiło o niewielką korektę projektu MKiŚ zakładającego 12-proc. obowiązek OZE. Resort Aktywów proponował 10-proc. obowiązek. W ubiegłym tygodniu pojawiło się nowe stanowisko i teraz MAP proponuje utrzymanie obowiązku umorzenia świadectw pochodzenia OZE w latach 2025-27 na poziomie 5 proc. Taki poziom pozostawił po sobie rząd Prawa i Sprawiedliwości. W 2023 r. było to 12 proc.

- Odnosimy wrażenie, że przytoczone przez MAP argumenty ocierają się o celową dezinformację, a zaproponowany poziom doprowadzi do całkowitej zapaści na rynku zielonych certyfikatów. Ingerencja w system świadectw pochodzenia to zagrożenie dla zielonej transformacji, rozwoju gospodarczego i działanie na szkodę OZE - to cios dla Polaków i ich portfeli. Tylko rozwój zielonej energii doprowadzi do obniżenia cen energii elektrycznej – alarmują eksperci branży OZE na których powołuje się PSEW.

Czytaj więcej

Zielone certyfikaty uderzą w przemysł? Mają być ulgi

Czym są zielone certyfikaty?

Chodzi o tzw. obowiązek OZE. Rozporządzenie zakłada znaczące podwyższenie tzw. obowiązku OZE, a więc ilości zielonej energii elektrycznej, którą muszą konsumować firmy. To obowiązek utrzymywania pewnego udziału zielonej energii przez spółki energetyczne i dużych odbiorców energii elektrycznej. W praktyce jest on realizowany poprzez zakup i umarzanie świadectw pochodzenia energii (tzw. zielonych certyfikatów). Jeśli obowiązek jest duży, to wówczas zakupy certyfikatów (wystawionych przez producentów OZE) rosną, a wraz z tym ich cena. Sprzedaż certyfikatów to jedno z dwóch głównych źródeł przychodów producentów energii OZE, którzy uruchomili swoje instalacje do 2016 r. Później nowe instalacje, zamiast z certyfikatów, korzystały już z aukcji.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska proponuje znaczące zwiększenie tego obowiązku – ostatecznie do 12 proc. w 2025 r. W tym roku było to 5 proc. To niewiele, zwłaszcza że w 2022 r. było to 18,5 proc., a w 2023 r. – 12 proc.

Nagły obrót w sprawie. Branża chce większego obowiązku OZE

Przypomnijmy, że zakończyły się konsultacje projektu rozporządzenia w sprawie zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia. Projekt MKiŚ przewidywał pierwotnie ustalenie wielkości udziału na poziomie 12,5 proc. w 2025 r., 12 proc. w 2026 r., 11,5 proc. w 2027 r. Ministerstwo Aktywów Państwowych, w trakcie uzgodnień międzyresortowych, zaproponowało korektę tych wartości odpowiednio na poziomie 10, 9,5 i 9 proc.

Tożsame liczby zaproponowała m.in. Polska Grupa Energetyczna, spółka Skarbu Państwa i potencjalnie jeden z największych beneficjentów wyższego obowiązku OZE. To właśnie m.in. PGE przejęło dużą cześć projektów wiatrowych (których finansowanie bazowało na zielonych certyfikatach) od firm zagranicznych, które po tzw. ustawie odległościowej w 2016 r. wycofywały się z Polski. Po konsultacjach MKiŚ zredukowało swoje plany o 0,5 proc. Resort zaproponował obowiązek na poziomie 12 proc. w 2025 r., 11,5 proc. w 2026 r., 11 proc. w 2027 r.

Nieoczekiwanie MAP ręką samego szefa resortu Jakuba Jaworowskiego zmieniło wcześniejsze stanowisko. To on podpisał się pod nowym, krytycznym stanowiskiem MAP względem propozycji MKiŚ. Minister zaproponował utrzymanie 5 proc. poziomu obowiązku OZE. - Nagle zaproponowało drastyczne cięcie wysokości obowiązku do poziomu 5 proc. Co się stało w ciągu ostatniego tygodnia – nie wiadomo, ale z pewnością doprowadzi to branżę OZE na skraj opłacalności i ograniczy skłonność inwestorów do rozwijania nowych projektów, skoro polskie państwo potrafi zmienić warunki gry w jej trakcie – uważają eksperci z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Banki i spółki obrotu chcą wyższego obowiązku OZE

Także Związek Banków Polskich (ZBP) w podobnym tonie jak PSEW argumentował w konsultacjach do projektu, że poziomu i warunki udzielania wsparcia projektom OZE nie mogą być zmieniane w sposób, który może naruszać rentowność finansową projektów. ZBP ze zrozumieniem przyjmował też propozycje MKiŚ, nalegał jednak na dodatkowe analizy.

Zdaniem branży wiatrowej zakładany przez MKiŚ scenariusz jest optymalny z punktu widzenia działania rozpatrywanego systemu wsparcia OZE oraz „przełożenia” jego kosztów na odbiorcę - klienta końcowego energii elektrycznej.

Z kolei zdaniem Towarzystwa Obrotu Energią (TOE) przyjęcie wyższych wartości obowiązku OZE spowoduje stabilizację nadwyżki na rejestrach praw majątkowych w perspektywie kolejnych 2-4 lat. TOE proponowało nieco niższe poziomy niż MKiŚ, ale wyższe od tego co chce MAP. TOE proponuje 11 proc. w 2025 r.,10 proc. w 2026 r., i 9 proc. w 2027 r. - Przyjęcie takich wartości, zdaniem TOE, spowoduje stabilizację nadwyżki na rejestrach na poziomie 20-25 TWh, w perspektywie kolejnych 2-4 lat. Z jednej strony zapewni to płynność, która jest niezbędna do spełnienia obowiązku przez sprzedawców energii elektrycznej. Z drugiej, przyczyni się do umiarkowanego wzrostu cen ZC i da perspektywę stabilnych przychodów ich producentom – argumentuje TOE w konsultacjach projektu rozporządzenia.

– Ich cena (zielonych certyfikatów – red.) w ostatnich latach znacząco spadła, co miało negatywne konsekwencje dla zielonych spółek energetycznych, które są właścicielami wiatraków na lądzie. Z jednej strony zapewni to płynność systemu, która jest niezbędna do spełnienia obowiązku przez sprzedawców energii elektrycznej. Z drugiej, przyczyni się do ustabilizowania cen i da perspektywę stabilnych przychodów ich producentom – wskazuje PSEW.

„Złamanie obietnicy danej inwestorom”

Branża podkreśla, że powrót do poprzedniego, niskiego poziomu obowiązku OZE może być potraktowane jako złamanie zobowiązania państwa wobec inwestorów OZE. - Jest on systemem rynkowym regulowanym, który powinien zapewnić w horyzoncie okresu wsparcia (15 lat) zwrot nakładów inwestycyjnych. Zachowanie stabilności systemu zielonych certyfikatów jest też kluczowe dla dalszego rozwoju OZE w Polsce – wyjaśnia PSEW.

Czy ceny energii mogą wzrosnąć?

Podstawowym argumentem MAP przemawiającym za utrzymaniem dotychczasowego 5-proc. obowiązku OZE to obawa o wzrost ceny energii dla gospodarstw domowych o 10 zł/MWh (przeciętne zużycie energii przez gospodarstwo domowe to ok. 2 MWh w ciągu roku), w efekcie wyższego obowiązku OZE. Ten przełoży się na wyższe ceny zielonych certyfikatów i w konsekwencji mógłby także przełożyć się na wyższe ceny energii. Aby do tego nie dopuścić, rząd będzie musiał – zdaniem MAP - wydać dodatkowo na osłony dla obywateli i przemysłu ponad pół miliarda złotych.

Zdaniem PSEW taka argumentacja jest wątpliwa, a im więcej OZE w systemie tym długofalowo niższe ceny energii dla odbiorców końcowych. Stowarzyszenie podkreśla, że nawet przy założeniu wyższej ceny energii to może ona jedynie w symboliczny sposób przełożyć się na nasze rachunki za energię elektryczną.

- Tak samo argumentował poprzedni rząd drastyczną obniżkę obowiązku z 12 proc. do 5 proc. wskazując na podwyżki cen energii. Poprzedni rząd swoim absurdalnym działaniem nie pomógł odbiorcom przemysłowym, a zaszkodził inwestorom w farmy wiatrowe wybudowane przed 30 czerwca 2016 r. – wskazuje PSEW.

Skąd się wzięło wspominane 10zł? PSEW wątpi, że stały za tymi wyliczeniami racjonalne obliczenia. - Mechanizm obrotu energią i certyfikatami jest niezwykle skomplikowany, a sprzedawcy energii stosują przeróżne strategie zakupu i sprzedaży. Jest to zatem tylko hipoteza. Łatwo jednak policzyć, że aby cena energii dla odbiorców końcowych wzrosła o 10 zł/MWh, to średnioroczna, ważona cena certyfikatów z uwzględnieniem rynku sesyjnego terminowego musiałyby wzrosnąć co najmniej o 100 zł/MWh, co przy obecnej ogromnej i ciągle rosnącej nadwyżce podaży nad popytem certyfikatów jest po prostu mało nierealne – sugeruje PSEW, które tłumaczy, że 10zł/MWh finalnie może dać 20 zł na przeciętne gospodarstwo domowe w skali roku, czyli 1,67 zł na miesiąc.

Przypomnijmy, że autor projektu, a więc MKiŚ podkreśla, że 12-proc. poziom obowiązku OZE nie przełoży się na wzrost cen energii. Ministerstwo Aktywów Państwowych, Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii poprosiły MKiŚ o dodatkowe analizy i argumenty wskazujące, że ceny energii faktycznie nie wzrosną.

- Obecna Rada Ministrów ma szansę naprawić skutki wielu lat zaniedbań i blokowania OZE w naszym kraju. Przyszedł czas, żeby naprawić błędy poprzedników i rozwijać wytwarzanie najtańszej dziś energii potrzebnej polskiej gospodarce. Brak inwestycji w OZE to utrwalenie miksu energetycznego generującego najwyższe koszty, czyli długofalowe utrzymanie wysokich cen energii elektrycznej dla jej konsumentów – podkreśla w piśmie PSEW do którego dotarła nasza redakcja.

Poziom zielonych certyfikatów ma być jednym z tematów Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, który ma odbyć się w tym tygodniu.

Coraz bardziej gęstniejącą atmosferę w rządzie widać na przykładzie rozstrzygnięcia losów projektu rozporządzenia ws. zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z OZE w latach 2025–2027. Autorem projektu jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ). Nieporozumienia między MKiŚ, a Ministerstwami Aktywów Państwowych, Finansów oraz Rozwoju i Technologii ma rozwijać Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów. Tam trafiają najważniejsze projekty gospodarcze i te budzące największe dyskusje. 

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
OZE
Walka o wyższą cenę maksymalną dla offshore trwa. Kuszące dla rządu argumenty
OZE
MAP broni spółki i chce wyższej ceny energii z wiatraków na Bałtyku. PGE podaje kwotę
OZE
Morskie projekty PGE i Ørsted przetrwały kryzys energetyczny. Kluczowy koniec roku
OZE
Przy rozwoju morskich farm wiatrowych na Bałtyku jest miejsce dla lokalnych firm
OZE
Polenergia kusi inwestorów zielonymi obligacjami
OZE
Na rząd mogą posypać się skargi do Brukseli. Chodzi o obowiązek OZE