Ministerstwo Klimatu i Środowiska opublikowało drugą wersję rozporządzenia dotyczącego tzw. zielonych certyfikatów. To świadectwa pochodzenia, które potwierdzają, że dana energia pochodzi z instalacji uznanych jako OZE.
Mniejszy obowiązek, niższe ceny prądu?
Ustawowy obowiązek zakupu certyfikatów nałożono przed laty na firmy sprzedające energię, aby wspierać finansowo instalacje OZE i pobudzić rynek. Właściciele OZE mogą te świadectwa pochodzenia sprzedawać na Towarowej Giełdzie Energii. Z roku na rok zakres tego obowiązku się zmniejsza, bo w międzyczasie rząd rozpoczął wspieranie nowych OZE poprzez aukcje. W efekcie z tego systemu korzystają instalacje OZE pochodzące sprzed systemu aukcyjnego, a więc przed 2016 r.
Czytaj więcej
Nie są prowadzone żadne prace nad podatkiem od fotowoltaiki - zapewnił rzecznik resortu klimatu i środowiska. Jednocześnie Narodowy Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zapewnia, że środków na realizację programu Mój Prąd nie zabraknie.
W 2023 r. obowiązek ten wynosił 12 proc. W 2024 r. miał wedle pierwszego projektu wynieść 11 proc., ale kilka dni temu ministerstwo pokazało drugą wersję, gdzie obowiązek ograniczono skokowo do 5 proc. O tę zmianę – jak wynika z dokumentów – wnioskował minister rozwoju i technologii Waldemar Buda, który po opublikowaniu pierwszego projektu zgłosił postulat obniżenia obowiązku dot. zielonych certyfikatów do 5 proc.