Resort przyznaje jednak, że będzie to tempo nieco wolniejsze, niż wcześniej zakładano. Na szacunki branży – że moc projektów, które planowano do 2030 r., będzie mniejsza o ok. 60 proc. – minister Anna Moskwa ripostowała: „Nowe rozwiązanie wskazuje na 700 m, a nie jak dotychczas – na dystans 2 km, który był potrzebny, aby postawić wiatrak. Branża powinna dostrzec tę różnicę”.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska uspokaja branżę energetyczną, że nowe rozwiązania przyjęte w zliberalizowanej ustawie odległościowej pozwolą na budowę nowych farm wiatrowych w tempie znacznie szybszym niż dzieje się to obecnie.
Czytaj więcej
Nawet 84 proc. Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego dopuszczających lokalizację elektrowni wiatrowych może okazać się nieaktualnymi przez zmianę odległości na 700 metrów – wynika z analizy Urban Consulting.
Lepiej z wiatrem niż bez
Przypomnijmy, wczoraj Sejm znowelizował i nieco zliberalizował tzw. ustawę odległościową. Zgodnie z nowymi przepisami wiatraki będą mogły powstawać w odległości minimum 700 m od budynków, przy spełnieniu dodatkowych warunków. Dotąd obowiązywała zasada 10H, a więc dziesięciokrotność wysokości wiatraka. Rząd pierwotnie proponował 500 m, ale arytmetyka sejmowa skłoniła go do kompromisu. U progu prac nad projektem ich celem było zwiększenie mocy do produkcji energii elektrycznej, nawet z niestabilnego źródła, jakim jest wiatr – bo i to daje operatorowi systemu przesyłowego komfort w zarządzaniu systemem energetycznym.
Polski rząd co prawda zapowiada wydłużenie systemu wsparcia dla wysłużonych bloków węglowych po 2025 r., ale będzie to wymagało zgody Brukseli. Do tego jeszcze droga daleka, a dla Polskich Sieci Elektroenergetycznych najważniejsza jest pewność dostępu mocy. Wydane warunki przyłączeniowe dla nowych farm wiatrowych dawały szansę, że za dwa, trzy lata, kiedy pojawią się luki w systemie energetycznym, a nie będziemy mieli jeszcze dużych bloków gazowych (te pojawią się w 2026 i 2027 r.), to wiatr wesprze system energetyczny. Dla operatora korzystniej jest dysponować większą mocą z wiatru, a najlepiej by szła ona w parze z magazynami energii i elektrolizerami do produkcji wodoru. – Obecnie są dni, gdy brak energii z wiatru i słońca powoduje, że trudno jest nam utrzymać rezerwy mocy na bezpiecznym poziomie – mówił na spotkaniu z dziennikarzami Konrad Purchała, dyrektor departamentu zarządzania systemem w PSE.
Czytaj więcej
Nowe rozwiązanie wskazuje na 700 metrów, a nie jak dotychczas na 2 km, który był potrzebny aby postawić wiatrak. Branża powinna dostrzec tę różnicę – powiedziała minister Klimatu i Środowiska Anna Moskwa.
Ile mocy w wietrze?
Jak wynika z dokumentów operatora, do końca tej dekady z systemu wypadną elektrownie o łącznej mocy 3 GW. Nowe bloki gazowe mogą nie pokryć tej luki – tym bardziej, że zapotrzebowanie na energię będzie rosło.
Jak wynika z analiz Polskiego Stowarzyszenia Energii Wiatrowej oraz think tanku Ember, utrzymanie odległości minimalnej 700 m oznaczać będzie, że do 2030 r. powstaną 4 GW nowych mocy wiatrowych. Dla porównania, utrzymanie pierwotnie proponowanej odległości 500 m oznaczałoby szansę na budowę ponad 10 GW.
Wedle szacunków PSE, zgodnie z wydanymi warunkami przyłączenia oraz wynikami rozstrzygnięć aukcji dla źródeł OZE – moc farm na lądzie może osiągnąć 14,9 GW do 2030 r. (obecnie 9 GW). Czy więc niezależnie od tej ustawy, do 2030 r. może powstać ok. 6 GW nowych mocy? Trudno powiedzieć: PSE nie weryfikują, czy inwestor składający wniosek o warunki przyłączenia do sieci danej instalacji, chce ją wybudować w dystansie 500, 700 m czy 10H. – To nie nasza rola. Przepisy prawne nie umożliwiają nam sprawdzania na etapie wydawania warunków przyłączenia czy dany projekt spełnia zasadę 10H – mówi Purchała.
Eksperci podkreślają, że przy obecnej konstrukcji rynku energii, OZE (z farm wiatrowych i fotowoltaicznych) to energia najtańsza dla odbiorcy końcowego. – To argument na rzecz zwiększania potencjału wiatrowego. Po unormowaniu sytuacji na rynkach energii, układ cenowy na rynku hurtowym zapewne wróci do stanu z 2019 r., w państwach, gdzie jest dużo OZE, cena będzie niższa – konkluduje Maciej Gacki z Instytutu Jagiellońskiego.