„W obliczu kryzysu klimatycznego potrzebujemy skoordynowanych, zdecydowanych i ambitnych zmian. Zamiast tego otrzymaliśmy polityczny podział łupów, zapowiedź rozproszenia i osłabienia kompetencji” – komentuje Paweł Szypulski, dyrektor programowy Greenpeace Polska. – „Ministerstwo odpowiedzialne za klimat to de facto ministerstwo do spraw greenwashingu i zielonego PR. Resort nie będzie miał realnego wpływu na energetykę i górnictwo” – dorzuca.
Niewątpliwie, z perspektywy politycznej kuchni, nie jest tak źle. Michał Kurtyka jest specjalistą dobrze ocenianych na światowych salonach politycznych, znanym jako organizator ubiegłorocznej konferencji COP24 w Katowicach. To sprawia, że może mieć większą siłę przebicia w Brukseli, przy jednocześnie nieco mniejszym uzależnieniu od gry interesów w Polsce.
A demonstrator dressed as the greenhouse gas carbon dioxide, or CO2, protests against the G-8 summit to take place the following week in Heiligendamm, Germany/Bloomberg News
Pytanie jednak brzmi: na ile nowy minister będzie miał rzeczywisty wpływ na rodzimą energetykę i górnictwo. Formalnie w kompetencjach resortu mają się znaleźć energetyka i ciepłownictwo, spekuluje się, że również polityka „śmieciowa” – „wyjęta” z ministerstwa energii. Niewielkie są jednak szanse na to, by Kurtyka mógł kontrolować także górnictwo.
Nie oznacza to jednak, że nowy resort będzie się zajmować wyłącznie public relations. Z osobą Kurtyki wiążą się nadzieje na przyspieszenie „zielonych inwestycji” w koncernach energetycznych, a także – z punktu widzenia giełdowych analityków – na politykę większego poszanowania inwestorów mniejszościowych, co powinno nieco poprawić notowania firm na parkiecie.