Wysokie ceny gazu ziemnego, a nawet problemy z jego pozyskiwaniem na europejskim rynku, nie zniechęcają spółek do kontynuowania i planowania w Polsce inwestycji w instalacje produkcyjne działające w oparciu o ten surowiec. Tymczasem tego typu projektów jest dużo. Tylko w siedmiu koncernach (Azoty, KGHM, Orlen, PGE, PGNiG, Tauron i ZE PAK) zidentyfikowaliśmy ich łącznie ponad 30.

Jeśli nawet nie wszystkie będą zrealizowane, to zużycie gazu i tak skokowo wzrośnie. Dojdzie więc do dalszego uzależniania od surowca, którego niewiele mamy z własnych złóż, a dalszy wzrost importu spowoduje, że będziemy coraz mocniej zdani na zmienność czynników zewnętrznych.

Czytaj więcej

Ukraina: duże złoże gazu odkryte na wschodzie kraju

Spółki tłumaczą, że budowa bloków gazowo-parowych jest niezbędna m.in. do bilansowania systemu elektroenergetycznego i uzupełniania niedoborów energii w przypadku niewystarczającej produkcji z OZE. Ponadto nie będą one pracować na pełnych mocach. Podobnie będzie w gazowych elektrociepłowniach. „Inwestycje PGE realizowane w tym segmencie w pierwszej kolejności mają za zadanie pokryć zapotrzebowanie lokalnych rynków ciepła, a ich reżim pracy warunkowany jest zmiennym zapotrzebowaniem na ciepło w ciągu roku” – twierdzi PGE.

PGNiG zwraca z kolei uwagę, że budowa bloków gazowo-parowych to procesy długotrwałe, natomiast ich cykl życia przewidywany jest na 25–30 lat i w takiej też perspektywie trzeba dokonywać ich oceny. „Należy ponadto pamiętać, że źródła gazowe mogą być przystosowanie do spalania zarówno biometanu, jak i wodoru, zatem w długiej perspektywie gaz ziemny można traktować jako paliwo przejściowe” – twierdzi PGNiG.