W pozwie złożonym 6 lipca, strona ukraińska chce wyższych taryf za przesył rosyjskiego surowca swoimi magistralami. Podkreśla, że obowiązująca umowa tranzytowa daje stronom możliwość domagania się zmiany taryfy, jeżeli na gazowym rynku Europy miały miejsce istotne zmiany, a także w przypadku, kiedy poziom taryf nie odpowiada poziomowi europejskiemu.
Naftogaz w komunikacie podkreśla, że sztokholmski trybunał wyrokiem z 28 lutego odrzucił żądanie Ukrainy o zmianę taryfy tranzytowej „z przyczyn proceduralnych”. W marcu Naftogaz skierował do Gazpromu wniosek o zmianę taryfy tranzytowej i zapoczątkował negocjacje.
Wniosek uzasadniał zmianami na rynku gazu w Europie, w tym zmianą zasad ustanawiania stawek tranzytowych, po podpisaniu kontraktu w styczniu 2009 r oraz tym, że stawki, które Gazprom płaci za przesył przez Ukrainę nie odpowiadają poziomowi taryf na europejskim rynku.
„Gazprom prezentował podczas rozmów stanowisko niekonstruktywne, zmuszając Naftogaz do wystąpienia do arbitrażu. Naftogaz domaga się zmiany taryf z datą od marca 2018 r wstępnie ocenia swoje roszczenia na 11,58 mld dol. bez uwzględnienia procentów” – głosi komunikat.
Juri Witrenko dyrektor ds komercyjnych Naftogazu podkreśla, że suma roszczeń może zostać zmniejszona, jeżeli Gazprom zarezerwuje moce przesyłowe po 2019 r (wtedy kończy się umowa na tranzyt-red) „i/lub przestanie blokować tranzyt gazu z Azji Środkowej i eksport innych rosyjskich koncernów”.
– Tranzyt przez Ukrainę jest dla Gazpromu już teraz za drogi. Taniej kosztuje przesył przez Białoruś i Polskę oraz pod dnie Bałtyku (Nord Stream). I Ukraina to wie. Stąd te żądania. Do tego jeżeli powstaną gazociągu Turecki Potok i Nord Stream-2 to 80-85 proc. rosyjskiego tranzytu pójdzie tymi szlakami. Dlatego Ukraina stara się by Rosjanie dopuścili do eksportu inne swoje firmy a także zagraniczne np. turkmeńskie, które by korzystały z ukraińskich szlaków. To rozumne działanie, ale dla Gazpromu nie do przyjęcia. Tranzyt ukraiński jest drogi i Gazprom będzie chciał go zminimalizować na ile się da – ocenił dla agencji Nowosti Siergiej Prawosudow dyrektor Instytutu Energetyki Narodowej w Moskwie.