Po dwóch latach przerwy Gazprom wrócił do spotkań z zachodnimi inwestorami i po raz pierwszy publicznie przedstawił strategię zachowania swojej pozycji w Europie w sytuacji taniego gazu, rosnącej konkurencji i rewolucji łupkowej. Spotkania odbyły się na początku lutego w Nowym Jorku i Londynie.
Występujący przed inwestorami wiceprezes Gazpromu Aleksandr Miedwiediew przyznał, że to pieniądze amerykańskie, stanowią „lwią część” finansowania Gazpromu, podała gazeta Kommersant. Rosjanie w latach 2014 i 2015 ostentacyjnie nie organizowali jednak spotkań w Nowym Jorku, co niewątpliwie miał związek z pogorszeniem relacji Rosji z USA i odpowiednim poleceniem z Kremla. Zamiast w Nowym Jorku i Londynie spotykali się z inwestorami w Hongkongu i Singapurze próbując bardziej zaistnieć na rynkach azjatyckich. Spotkanie nie okazały się jednak sukcesem, pieniędzy z Azji nie przybyło, podobnie jak zainteresowania rosyjskim gazem.
Teraz podczas wystąpienia Rosjanie przekonywali, że ich głównymi atutami są niskie koszty wydobycia, ogromne zasoby gazu i bogata infrastruktura dostaw do Europy. Budżet koncernu na ten rok bazuje na cenie ropy 35 db (dolarów za baryłkę), ale testowane są też warianty z ropą po 25 dol. i 20 dol. Jednak, jak zaznaczył Igor Ształow wiceszef departamentu finansowego, Gazprom w tym roku musiał obciąć inwestycje aż o 20 mld dol.
Rosjanie są pewni swego. Zapewniali, że Amerykanie już tracą na eksporcie gazu do Europy i ich ceny są wyższe aniżeli, te które obecnie są na giełdach gazowych Europy Północno-Zachodniej.
– Będziemy walczyć o utrzymanie swojego udziału w Europy, a nasze niskie koszty dają nam wiarę, że nasz udział się nie będzie się zmniejszać (31 proc. w imporcie kontynentu w 2015 r.) – ripostował wiceprezes Gazpromu.