Prezes Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział, że Litwa oraz koncerny: niemiecki RWE i polski PGNiG, w związku z wtorkowym dekretem Władimira Putina nie mogą dalej negocjować z rosyjskim molochem obniżki ceny kupowanego gazu. Eksperci zwracają uwagę, że te trzy podmioty są jedynymi, które pozwały Gazprom przed sądy (Polacy i Niemcy przed trybunał arbitrażowy w Sztokholmie, a Litwa – przed sąd w Wilnie).
Według ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, który wczoraj wystąpił w Sejmie, Polska płaci najwyższą cenę w Unii Europejskiej za rosyjskie paliwo. Podczas gdy średni kurs na rynkach spotowych w Europie to 360 dol. za 1000 m sześc., a cena z kontraktów długoterminowych dla krajów zachodniej Europy – 400–420 dol., to z Polski Rosjanie ściągają ponad 500 dol. Zdaniem ministra jest to „nie do zaakceptowania".
Parasol dla giganta
Zgodnie z wtorkowym dekretem prezydenta Rosji Gazprom będzie teraz swoje posunięcia, w tym każdą zmianę cen, uzgadniał z rządem Federacji. Dekret nałożył taki obowiązek na tzw. firmy strategiczne, których jest w Rosji ponad pół tysiąca, ale nikt nie ma wątpliwości, że ma chronić Gazprom.
Michaił Korczemkin, szef East European Gas Analysis, zwraca uwagę, że Gazprom od lat jest sterowany ręcznie z Kremla. Teraz, dzięki dekretowi, zyskał pretekst do przeciągania unijnego dochodzenia. Ale, jak mówi gazecie „Wiedomosti" adwokat Ilia Raczkow, utrudnianie dostępu do informacji może się skończyć tym, że śledczy Komisji Europejskiej wezmą pod uwagę zeznania tylko jednej strony, czyli np. Polski czy Litwy.
Bez dialogu
W środę do walki o pozycję Gazpromu w Europie włączył się też rosyjski rząd. – Nasi przedstawiciele spotkali się już z komisarzem unijnym ds. energetyki Guenterem Oettingerem i spotkają się jeszcze raz w ciągu najbliższych tygodni. Komisarz wyjaśnił, że w całej sprawie nie ma nic osobistego – zapowiedział w środę w Londynie podczas forum Sbierbanku wicepremier Arkadij Dworkowicz odpowiadający za sektor energetyczny Rosji.