Awaria nastąpiła dwa tygodnie temu, ale jej wstydliwe szczegóły upubliczniono dopiero teraz. Zaczęło się od tego, że operatorzy ropociągu Przyjaźń, zauważyli błędne wskazania przyrządów, pokazujące, że rurą płynie dużo więcej ropy, aniżeli to możliwe.

Po zatrzymaniu przepływu, okazało się, jak dowiedziały się "Wiedomosti", że do węzłów przepływowych dostały się plastikowe przedmioty: prezerwatywy i smoczki. To one zablokowały wskaźniki powodując najpierw zatrzymanie dostaw na Słowację, a potem na Węgry.

Do dziś nie wiadomo skąd plastikowe przedmioty dostały się do ropociągu. Przedstawiciel Transneft podał tylko, że podobnej sytuacji nie było na terytorium Rosji, Ukrainy i Białorusi. W ocenie koncernu przesyłowego, do dostania się do rurociągu prezerwatyw i smoczków mogło dojść w Dagestanie, gdzie stale mają miejsce kradzieże ropy, a aby nie zostały zauważone, złodzieje pompują do rury wodę z zanieczyszczeniami.

Do dziś Słowacja i Węgry odmawiają podpisania aktów odbioru zanieczyszczonej ropy płynącej z Ukrainy, bowiem wskutek zatkania liczników przez prezerwatywy i smoczki, nie sposób określić, ile ropy w tym czasie zostało przesłane.

Rurociąg Przyjaźń jest najdłuższy na świecie (9 000 km), ale jest i jednym z najstarszych. Został zbudowany w 1960 r. Łączy złoża Syberii i nadwołżańskie z białoruskim miastem Mazyr. Tu rozdziela się na dwie nitki: pierwsza transportuje rosyjską ropę do Polski i Niemiec, a druga przez Ukrainę do Czech, Słowacji i Węgier.