Przyśpieszony wzrost cen gazu w Rosji aż do poziomu cen eksportowych miał podnieść spadające dochody Gazpromu. Takie było przyjęte w 2007 r uzasadnienie rządu - decyzji o dążeniu do urynkowienia cen gazu w Rosji. Zrównania domagał się sam Gazprom, argumentując, że Rosjanie wykorzystują tani gaz nieefektywnie. A opłacalność sprzedaży na rynku krajowym jest minusowa.
W 2010 r została więc zatwierdzona nowa formuła cenowa - zrównująca ceny krajowe i eksportowe; w latach 2011-2014 miał obowiązywać okres przejściowy, co oznaczało, że rocznie gaz nie mógł drożeć więcej niż o 15 proc.. Cena rynkowa miała zacząć obowiązywać od 2015 r.
Jednak okazało się, że drogi rodzimy gaz tylko obniży konkurencyjność rosyjskiej gospodarki i tak już tracącej po wejściu Rosji do WTO i zniesieniu wielu zaporowych ceł. Rosyjski przemysł przeżywa stagnację (PKB za 5 miesięcy zyskał tylko 0,2 proc.). Prezydent Putin zwrócił się do Gazpromu o zmniejszenie podwyżek do 5-7 proc. rocznie.
Do tego podwyżka nie byłaby korzystna dla samego Gazpromu, który na rynku krajowym ma coraz więcej rodzimej konkurencji. Wiele firm przeszło na kontrakty z dużo bardziej elastycznym prywatnym Novatekiem czy aktywnym ostatnio Rosneft. W strukturze krajowej sprzedaży udział Gazpromu, jak podliczył Kommersant spadł do 55 proc., a w strukturze przychodów do 25 proc.
Dlatego premier Dmitrij Miedwiediew przyznał podczas weekendowego posiedzenia Dumy, że Rosja nie dąży już do zrównania cen gazu na rynku wewnętrznym i zewnętrznym. Obecnie Rosjanie płacą za gaz 4-5 razy mniej niż wynosi cena Gazpromu dla odbiorców unijnych. W 2012 r było to 3050 rubli (93 dol.) za 1000 m3.