Po raz pierwszy od kryzysu w 2009 r. rosyjski rząd zajął się programem inwestycyjnym Gazpromu. W ostatnich miesiącach koncern był krytykowany za niskie nakłady w kraju i zbyt wysokie za granicą.
Jak podał po naradzie premier Dmitrij Miedwiediew, inwestycje sięgną w tym roku 806 mld rubli (24,5 mld dol.). W 2013 r. Gazprom przeznaczył na inwestycje 1,03 bln rubli (30 mld dol.). Takiej sumy nie zamierza wydać także w trzech najbliższych latach. Do 2016 r. poziom inwestycji ma wrócić do 1 bln rubli rocznie.
Cięcia w inwestycjach mają źródło w rosnących wydatkach na gazociąg South Stream (całość to już ok. 45 mld dol., w tym ok. 24 mld dol. część zagraniczna) oraz spadających wpływach. A te z kolei to skutek m.in. 40-procentowej obniżki ceny gazu dla Ukrainy.
Jak policzyły rosyjskie media, jeżeli Ukraina kupi w tym roku tyle gazu co w 2013 r. (26 mld m sześc.), to Gazprom zarobi mniej o 3,5 mld dol. Stratę ma wprawdzie koncernowi zrekompensować rosyjski rząd, ale nie wiadomo, w jakiej formie. Rosyjski budżet sam ma problemy ze zbilansowaniem wydatków i wpływów.
W tym roku nie będzie budowany gazociąg Siła Syberii do Chin. Jego koszt to 770 mld rubli. Do tego strony wciąż nie podpisały umowy na dostawy, mimo zapewnień Gazpromu z początku 2013 r., że do końca roku to się stanie. Dziś Gazprom mówi, że termin podpisania to luty 2014 r.