We wtorek wieczorem odbywa się kolejna runda negocjacji nowego pakietu klimatycznego. Do Brukseli zjeżdżają doradcy europejscy z 28 państw, zanim w czwartek na szczycie UE pojawią się prezydenci i premierzy, żeby uzgodnić ostatnie szczegóły nowego pakietu klimatycznego.
Nastroje w Brukseli co do możliwości podjęcia decyzji w tym tygodniu zmieniają się z dnia na dzień. Z rozmów, które „Rz" przeprowadziła w poniedziałek, wynika, że Herman Van Rompuy liczy na porozumienie. Według niego ten szczyt to najlepszy moment.
– Pakiet klimatyczny jest grą o sumie zerowej. Jeśli zgadzamy się na cel ogólny redukcji emisji CO2 o 40 proc. do 2030 r., to trzeba jeszcze ustalić. kto zapłaci mniej, a kto więcej. Ale żadnych nowych pieniędzy już nie znajdziemy, wszystko wiemy teraz – mówi „Rz" wysoki rangą unijny dyplomata. Linia podziału w UE biegnie między bogatymi krajami starej Unii, które chcą ambitnych celów klimatycznych, a biedniejszymi państwami w naszej części Europy, które nie chcą za to płacić. Projekt porozumienia jest tak skonstruowany, by wszyscy byli w miarę zadowoleni, ale żeby jeszcze na szczycie istniała możliwość zmian, która pozwoli przywódcom ogłosić ciężko wywalczony sukces.
Dla Polski, podobnie jak dla grających z nią w jednej drużynie Czech, Słowacji, Węgier, Bułgarii, Rumunii, Litwy, Łotwy i Chorwacji, przygotowano ustępstwa. W tej części emisji, która podlega Europejskiemu Systemowi Handlu Emisjami (ETS), ?10 proc. zostanie przeznaczone z góry dla państw, których PKB nie przekracza 90 proc. średniej unijnej. Reszta byłaby już dzielona sprawiedliwie według faktycznego poziomu emisji. Ponadto tworzona jest dodatkowa rezerwa od 1 do 2 proc. dla krajów, których PKB jest niższe niż 60 proc. średniej unijnej. Jak ustaliła „Rz", te uprawnienia będą przekazywane krajom za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który ma pilnować, by pieniądze z ich sprzedaży były wykorzystywane na modernizację energetyki. – To będzie gotówka, nie kredyty. Ale EBI ma pilnować, żeby była właściwe wydawana – wyjaśnia unijny dyplomata.
Polsce zależało dodatkowo, żeby poza 2020 r. przedłużyć prawo do darmowych uprawnień dla energetyki, tak aby nie wzrosły znacząco ceny prądu. Tego w aktualnym projekcie porozumienia nie ma, ale – jak się dowiedzieliśmy – jest szansa na spełnienie polskiego postulatu. – Z tym że będzie to ograniczona liczba uprawnień i pod pewnymi warunkami. Chodzi o to, by wykorzystać darmowe uprawnienia na przestawianie energetyki na czystsze tory, a nie napychać kieszenie ich właścicielom – tłumaczy dyplomata. Jak wyjaśnia, to prezent, który jest szykowany dla Polski na koniec negocjacji.