Takie rozwiązanie miało z jednej strony pobudzić walkę konkurencyjną między przedsiębiorstwami obracającymi energią o klientów indywidualnych, ale z drugiej – chronić ich przed nieuzasadnionym windowaniem cen.
Podobny mechanizm funkcjonuje już dziś na rynku gazu. Powołując się na tę analogię, prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) w piśmie skierowanym do ministra gospodarki (MG) prosił o zmiany w rozporządzeniu w sprawie ustalania taryf na sprzedaż energii.
Sam nie ma bowiem inicjatywy ustawodawczej. Jak mówił Maciej Bando w sierpniowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej", oznaczałoby to swoiste połowiczne uwolnienie rynku energii dla gospodarstw, bo tylko dla tej grupy odbiorców URE jeszcze ustala taryfy. Proponowaną datą wejścia w życie taryf maksymalnych miał być początek przyszłego roku, bo regulator chciał skorelować to z ustaleniem taryf dla spółek handlujących energią na 2015 r.
Obawy resortu
– Brak jest uzasadniającej takie podejście analogii w sytuacji na rynku gazu i rynku energii elektrycznej – przekazała nam Danuta Ryszkowska-Grabowska, rzeczniczka MG.
Jak zaznacza, taka analogia nie została też wskazana w przekazanym wystąpieniu regulatora, podobnie jak nie przeprowadzono w nim pogłębionej analizy skuteczności rozwiązań zastosowanych już do taryf gazowych. W ocenie MG prezes URE nie wykorzystał jeszcze wszystkich, pozostających w jego kompetencjach, narzędzi oddziaływania na kształt rynku energii, w tym także tych w zakresie taryf dla odbiorców indywidualnych. O jakie narzędzia chodzi – tego resort nie wskazuje. Obawy resortu budzi natomiast to, że wprowadzenie proponowanego rozwiązania mogłoby być traktowane jako zwolnienie z taryfowania przedsiębiorstw obrotu energią.