Nad Renem wspólnoty zarabiają

Spółdzielnie energetyczne, tak prężnie rozwijające się w Niemczech, mają szansę zaistnieć także w Polsce.

Publikacja: 22.12.2014 04:05

Uczestnicy debaty, która odbyła się w Poznaniu w ramach Polskiego Kongresu Energii Odnawialnej – Ene

Uczestnicy debaty, która odbyła się w Poznaniu w ramach Polskiego Kongresu Energii Odnawialnej – Energia Jutra, zastanawiali się, w jaki sposób zachęcić Polaków do tworzenia spółdzielni energetycznych, które prężnie rozwijają się w Niemczech.

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Za naszą zachodnią granicą aż 47 proc. z 73 GW zainstalowanych w odnawialnych źródłach mocy (OZE) należało (na koniec 2012 r.) do obywateli lub gromadzących ich spółdzielni energetycznych. Dziś w Niemczech działa przeszło 900 takich podmiotów, zaopatrujących w prąd i ciepło mieszkańców okolicy. A ich liczba nadal rośnie w zaskakująco szybkim tempie.

Lokalne korzyści

– Spółdzielnie energetyczne działają w Niemczech jak przedsiębiorstwa. Nie tylko zaopatrują mieszkańców danej gminy w ekologicznie wytworzone prąd i ciepło, ale też mają korzyści ze sprzedaży do sieci – tłumaczył ten fenomen Matthias Rehm, główny specjalista ds. ekonomicznych w Ambasadzie Republiki Federalnej Niemiec, podczas debaty zorganizowanej przez  „Rzeczpospolitą" i Green Cross Poland.

Jak wskazał, jedna z takich energetycznych wspólnot nie tylko dostarcza energię i ciepło do blisko 950 gospodarstw w okolicy, lecz także zarabia na nadwyżkach ok. 2 mln euro rocznie. Zrzeszeni w niej członkowie od 2012 r., dysponując zaledwie 600 tys. euro, przeprowadzili dotąd inwestycje rzędu 15 mln euro.

Prawie 1/3 wróciła do firm z regionu w postaci zapłaty za prace wykonane przy budowie elektrociepłowni. Około 400 tys. euro rocznie trafia do miejscowych rolników sprzedających biomasę do siłowni, a kolejnych 60 tys. zł – do gmin w ramach podatków. – Ta spółdzielnia wygenerowała dla okolicy prawie 3,5 mln euro wartości dodanej – podkreślał Rehm.

Pomysł spółdzielczości energetycznej spodobał się Januszowi Piechockiemu, burmistrzowi Margonina (woj. wielkopolskie), gdzie od 2010 r. działa największa w Polsce farma wiatrowa o mocy 120 MW.

– Gdyby na etapie negocjowania warunków z inwestorem udało nam się zrzeszyć, tworząc taki podmiot, to można byłoby uzyskać znacznie większe dochody z podatków niż obecnie – mówił Piechocki, który jest jednocześnie członkiem zarządu Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej.

Ale i tak korzyści są niebagatelne. Bo dysponująca budżetem 25–27 mln zł gmina Margonin z samych podatków od stojących na jej terenie turbin dostaje 5,2 mln zł rocznie. Do mieszkańców z tytułu dzierżawy trafia kolejne 1,2 mln zł. Tamta inwestycja uruchomiła następne. Powstała fabryka papieru dająca zatrudnienie ok. 100 osobom z gminy.

Transfer doświadczeń

Uczestnicy debaty zastanawiali się, w jaki sposób zaszczepić ideę energetycznej spółdzielczości na grunt polski. Poseł PSL Waldemar Pawlak, będący prezesem Fundacji Polski Kongres Gospodarczy, proponował, by podejść do tej kwestii w analogiczny sposób jak do działalności grup producenckich. – Być może wystarczyłoby rozszerzyć ustawową definicję rolnych grup producenckich także o dostarczanie energii dla członków takiej wspólnoty – mówił.

Zdaniem Wojciecha Stawianego, doradcy w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki, naturalnymi grupami zainteresowanymi zrzeszaniem się w spółdzielnie mogliby być mali wytwórcy energii i ciepła, tzw. prosumenci, we wspólnotach i spółdzielniach mieszkaniowych, starających się o pieniądze na mikroinstalacje OZE z programu „Prosument", a także starające się o te środki w imieniu mieszkańców gmin samorządy. – Po rozszerzeniu ich kompetencji także o działalność energetyczną uniknęlibyśmy kosztów administracyjnych towarzyszących takim projektom – argumentował Stawiany. Przypomniał, że w ramach pilotażu prowadzący ten program NFOŚiGW ma do rozdysponowania 300 mln zł, budżet na wszystkie lata to zaś 800 mln zł.

Dyskutanci zwracali uwagę na potrzebę stworzenia zachęty dla takich organizacji. Bo nie mogłyby one u nas liczyć – tak jak w Niemczech – na gwarantowane opłaty wyższe niż rynkowa cena (tzw. feed-in-tariff) za oddanie nadwyżki do sieci.

Mecenas Maciej Szambelańczyk z Kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr stwierdził jednak, że akceptowalne przez polskie prawo – i stymulujące rozwój takich spółdzielni – byłoby przyznanie im, tak jak u naszych sąsiadów zza Odry, pewnych ułatwień podatkowych w rozliczeniach z członkami. – Chodzi o to, by wszystkie transakcje prowadzone w ramach spółdzielni były neutralne podatkowo – wyjaśniał Szambelańczyk.

Jego zdaniem sama idea spółdzielczości – choć nazwa u nas ma dla niektórych pejoratywny wydźwięk – może przyjąć się jako demokratyczna forma prawna w porównaniu np. ze spółkami prawa handlowego. Idea spółdzielczości zakłada m.in., iż niezależnie od wniesionego przez jej członków wkładu, każdy ma tylko jeden głos na walnym zgromadzeniu.

Jak finansować

– Przymierzając się do finansowania takiego przedsięwzięcia z wykorzystaniem dotacji, trzeba byłoby uważać, czy przedsięwzięcie to, ze względu na charakter realizującego go podmiotu i zyskowność, będzie mogło otrzymać taką pomoc i w jakim wymiarze  – zauważył Paweł Kulbiński, prokurent Dreberis.

– Wsparcie co do zasady przeznaczone jest dla tych projektów, które same się nie bronią z ekonomicznego punktu widzenia, a wielkość dofinansowania dla przedsięwzięć samorządowych i prywatnych zwykle jest różna – dodał.

W jego ocenie takie spółki powinny być niezależnymi od gmin bytami, ale ściśle z nimi współpracującymi. Jako podmioty prywatne nie podlegałyby prawu zamówień publicznych, co np. umożliwiałoby zlecanie prac tylko lokalnym firmom.

– Dodatkową korzyścią byłoby to, że zyski z takiego przedsięwzięcia mogłyby trafiać na cele, które mieszkańcy – udziałowcy czy spółdzielcy – uznają za priorytetowe – dodał Kulbiński, wskazując przykład niemieckiej spółdzielni, która zyski przeznacza na przedszkole dla dzieci mieszkańców gminy.

– Nie jest istotna forma prawna takiej organizacji, ale to, by zapewniała tańszy prąd na lokalny rynek i unikała przerostu biurokracji – zgodzili się dyskutanci. Waldemar Pawlak dodał, że choć nie da się skopiować modelu spółdzielczości z innego kraju, to pewne elementy systemu niemieckiego da się przenieść do Polski.    —debatę prowadził     Jeremi Jędrzejkowski

Za naszą zachodnią granicą aż 47 proc. z 73 GW zainstalowanych w odnawialnych źródłach mocy (OZE) należało (na koniec 2012 r.) do obywateli lub gromadzących ich spółdzielni energetycznych. Dziś w Niemczech działa przeszło 900 takich podmiotów, zaopatrujących w prąd i ciepło mieszkańców okolicy. A ich liczba nadal rośnie w zaskakująco szybkim tempie.

Lokalne korzyści

Pozostało 93% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie