Tak twierdzi James Wilson dyrektor Rady Biznesu Unia-Ukraina, w rozmowie z brytyjskim portalem UE Reporter. Według Wilsona Rosja nie pierwszy rok próbuje przejąć kontrolę nad koncernem Energoatom, zarządzającym wszystkimi elektrowniami jądrowymi Ukrainy. Moskwa uważa firmę za „drogocenny kamień w koronie ukraińskiego przemysłu".
Przejęcia kontroli nad Energoatomem pozwoliłoby Rosji na strategiczną przewagę, bowiem firma produkuje ok. 55 proc. energii elektrycznej potrzebnej Ukrainie. „Dzięki kontroli nad Energoatomem Moskwa odwróciłaby postępujący teraz na Ukrainie proces dywersyfikacji dostaw paliwa jądrowego i budowy składowiska wykorzystanego paliwa. Obecnie zachodnie firmy Holtec i Westinghouse mają pomóc władzom w Kijowie zwiększyć niezależność energetyczną kraju".
Rosja chciałaby wrócić do starego sowieckiego systemu prowadzenia biznesu, w którym w ukraińskiej energetyce jądrowej niepodzielnie rządził Rosatom a jedynymi dostawcami wszystkiego były rosyjskie firmy.
- Stawka jest ogromna nie tylko dlatego, że kontrola oznacza wielomiliardowe kontrakty dla rosyjskich producentów. Także dlatego, że Ukraina z sukcesem pokazała innym krajom Unii wykorzystującym rosyjskie reaktory, że dla rosyjskiego paliwa jest alternatywa (od pół roku w część reaktorów pracuje na amerykańskim paliwie - red). Atakując na przemysłowym froncie równolegle z zagrożeniem wojennym (na granicy Ukrainy i Krymu - red), Rosja mogłaby zwyciężyć bez jednego wystrzału - dowodzi Wilson i ostrzega, że sojusznika Moskwa znalazła w ukraińskim prezydencie.
„Petro Poroszenko zarządził zwolnić prezesa Energoatomu Jurija Niedaszkowskiego do końca tego tygodnia czyli do przybycia do Kijowa nowego ambasadora USA Mary Jovanowicz. A ponieważ i Kongres USA i Parlament Europejski są teraz na urlopach, pozwoli Poroszenceto nie zareagują na posunięcie Kijowa".