Dopiero wyjątkowo przyjacielskie relacje Władimira Putina, jako prezydenta Rosji, z ówczesnym kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem zmieniły sytuację i prace przyśpieszyły. W 2005 r. niemieckie firmy i Gazprom w obecności obu polityków, którzy dziś w Wyborgu uruchamiali gazociąg, podpisały porozumienie w sprawie inwestycji.
Tym samym Gazprom osiągnął jeden ze swoich strategicznych celów. Ten potentat nie musi już obawiać się skutków ewentualnej decyzji o zakręceniu gazowego kurka na graniczy rosyjsko-ukraińskiej, bo dzięki Nord Stream Europa Zachodnia i tak będzie mieć niezakłócone dostawy. W ostatnich latach z powodu sporów rosyjsko-ukraińskich, czy to o cenę gazu, czy o wysokość opłat za tranzyt, Gazprom kilkakrotnie wstrzymywał eksport przez Ukrainę. W efekcie Europie brakowało gazu, a rosyjski koncern był ostro krytykowany.
Teraz Kijów i Moskwa znów spierają się o ceny, Ukraińcy żądają (jak pół Europy) obniżki cen rosyjskiego surowca, ale bez skutku. Eksperci są zgodni, że pozycja negocjacyjna Ukrainy po uruchomieniu Nord Streamu znacznie osłabła. Tym bardziej, że Gazprom już trzy miesiące temu zapowiedział, iż może zmniejszyć nawet o 20 proc. transport gazu do Europy ukraińskimi gazociągami.
Dziś premier Putin też nie pozostawił Ukraińcom żadnych złudzeń, co do znaczenia ich kraju dla rosyjskich dostaw gazu do Europy. - Ukraina jest naszym tradycyjnym partnerem i jak każdy kraj tranzytowy czerpie korzyści z tego tytułu, ale teraz straciła swoją ekskluzywną pozycję i nasze relacje staną się bardziej cywilizowane - stwierdził szef rosyjskiego rządu.
To sygnał, że władze Ukrainy nie mogą liczyć na jakiekolwiek ustępstwa w negocjacjach cenowych z Rosjanami. Wcześniej Władimir Putin uzależnił zgodę na dostawy tańszego gazu na Ukrainę od zgody Kijowa na wspólną spółkę Gazpromu i ukraińskiego Naftohazu. W praktyce oznaczałoby to oddanie kontroli nad ukraińskimi gazociągami rosyjskiemu potentatowi.
Zarówno prezydent, jak i premier Ukrainy, odrzucili ofertę Władimira Putina.