Ropa znów zaczyna drożeć. Wczoraj za baryłkę Brenta trzeba było zapłacić 111 dol. I była to już wycena po obniżce spowodowanej postępem w wysiłkach znalezienia dyplomatycznego złagodzenia napięcia wokół irańskiego programu nuklearnego oraz wielkiej niepewności co do sytuacji budżetu i w ogóle wypłacalności USA. Rozmowy dotyczące złagodzenia irańskiego napięcia rozpoczynają się w Genewie dziś i dojdzie do nich po raz pierwszy za kadencji nowego prezydenta Iranu – Hassana Ruhaniego.
Wyraźnie rośnie też różnica między notowaniami Brenta i teksańskiej WTI, za którą płaci się 102,47 dol. za baryłkę. Powodem jest naturalnie obawa, że 17 października, w wyniku politycznego pata, może nie zostać podniesiony limit dozwolonego zadłużenia Stanów Zjednoczonych.
Na razie budżetowe kłopoty Amerykanów mają bardzo ograniczony wpływ na sytuację na europejskim rynku energetycznym. Podobnie jest ze światowymi rynkami walutowymi, bo dolar osłabił się niewiele – znacznie mniej, niż mu się to należy. Jednak Christine Lagarde, dyrektor generalna Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ostrzega, że jeśli finansowe kłopoty USA będą się przedłużać, może dojść nawet do nawrotu światowej recesji.
Brent dość stabilny
WTI może szybko stanieć bądź zdrożeć, zależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja w Waszyngtonie – to znaczy czy ostatecznie republikanie i demokraci będą w stanie się porozumieć. Na razie Amerykanie fundują światu spektakl, który mało kto rozumie.
– Ceny Brenta pozostaną relatywnie stabilne. Rynki nie oczekują, że nagle zostaną znacząco złagodzone sankcje wobec Iranu. Ale generalnie wszystko wygląda tak, że Brent powinien zacząć nieco tanieć – mówi Christopher Bellew z Jeffries Bache.