Od miesięcy Parlament Europejski jest sceną debaty o przyszłość polityki klimatycznej i energetycznej. W przeszłości wyraźnie proekologiczny, w czasach kryzysu PE nieco złagodził ton. Widać to było również w czasie wczorajszego głosowania nad rezolucją przed szczytem klimatycznym ONZ w Warszawie.
Najbardziej ambitne pomysły zostały odrzucone: nie ma apelu o redukcję emisji CO2 o 50 proc. do 2030 r. A postulat zwiększenia redukcji do 2020 r. z obowiązujących 20 proc. do 30 proc. jest powiązany z istotnym, głoszonym przez Polskę od lat warunkiem: tylko w przypadku odpowiedniego porozumienia międzynarodowego. Co oznacza, że jest pusty, bo porozumienia międzynarodowego w tej sprawie nie będzie.
– Ślepe podnoszenie poprzeczki klimatycznej w Europie, bez globalnego porozumienia, bezpośrednio uderza w nasz przemysł. Parlament Europejski pojedzie na listopadową konferencję klimatyczną ONZ w Warszawie ze zrównoważonym mandatem. Powinniśmy skupić naszą uwagę na osiągnięciu jak najlepszego i wiążącego porozumienia globalnego w 2015 r. – komentowała Jolanta Hibner (PO), autorka opinii do rezolucji.
Komuniści przeciw łupkom
O ile jednak w sprawie przedmiotu konferencji warszawskiej (zobowiązania międzynarodowe na najbliższe lata) przyjęte zapisy są bezpieczne, to nie udało się uniknąć przyjęcia zaproponowanej w ostatniej chwili poprawki dotyczącej gazu łupkowego. W przeddzień głosowania grupa komunistyczna w PE zgłosiła zapis o tym, że ropa i gaz z łupków nie powinny być w Europie eksploatowane, bo są niekorzystne z punktu widzenia ograniczania emisji CO2.
Zapis ten został przyjęty z nieznacznymi zmianami. Mianowicie nie mówi się wprost o ropie i gazie, ale o paliwach kopalnych. – Nie ma odniesienia wprost, ale sens się nie zmienia – mówi Konrad Szymański, eurodeputowany PiS. Kwestionuje on wartość merytoryczną poprawki, bo nieprawdą jest, że paliwa kopalne zwiększają emisję CO2.