Komisji chodzi o tzw. źródła kogeneracyjne, czyli te, które produkują jednocześnie energię i ciepło. Urzędnicy krytykują przywrócone w maju tego roku – po półtorarocznej przerwie – żółte i czerwone certyfikaty, których sprzedaż na rynku umożliwia rentowną produkcję w elektrociepłowniach gazowych i węglowych.
Kontynuacja czy nowość?
– Ministerstwo Gospodarki dostaje coraz bardziej szczegółowe pytania, łącznie było ich już kilkadziesiąt. Nasuwa to podejrzenia, że KE stoi na stanowisku, iż obowiązujące dziś certyfikaty nie są przedłużeniem wcześniejszego systemu tylko zupełnie nowym – mówi Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie, która jest jedną z czterech organizacji pracujących nad nowymi zasadami pomocy dla tej grupy źródeł.
Gdyby rzeczywiście KE wyraziła taki pogląd, z formalnego punktu widzenia oznaczałoby to, że pomoc dla elektrociepłowni kogeneracyjnych powinna podlegać nowym – ogłoszonym w połowie tego roku – zasadom. W praktyce mogłoby dojść do tego, że przyznane wsparcie musiałoby być zwracane przez jednostki, które z niego korzystały. A te firmy mogłyby się potem starać o odszkodowanie od państwa. – To skrajny przypadek, który mamy nadzieję nie będzie realizowany. Ten łagodny mógłby np. oznaczać uznanie tego systemu wsparcia za niedozwolony i zawieszenie go. Wówczas nie byłoby wyciągania konsekwencji wobec firm – tłumaczy Szymczak.
Według stanu na koniec 2013 r. było 41 koncesjonowanych jednostek wytwarzających prąd i ciepło w jednym procesie oraz jedna, która otrzymała promesę koncesji.
Jak podała nam Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE, w trzech kwartałach bieżącego roku z kogeneracji pochodziło prawie 2 tys. GWh energii, za którą regulator wydał świadectwa pochodzenia.