Nie odstraszają ich nawet kolejki. Na stacji benzynowej Shell w Calexico, mieście w stanie Kalifornia przy granicy z Meksykiem, w kolejce po paliwo trzeba stać 4-5 godzin - informuje Bloomberg. Potem obywatele meksyku muszą odstać ok. 2 godziny w kolejce na przejściu granicznym. Pracownicy stacji benzynowych mówią mediom, że Meksykanie tankują do pełna.
Meksykański rząd zdecydował się na liberalizacje rynku paliw, która spowodowała znaczny wzrost cen benzyny, ropy i gazu.
Prezydent Meksyku Enrique Pena Nieto oświadczył w piątek, że podwyżka cen paliw to trudne, ale niezbędne działanie. Podkreślał, że pozostawienie cen na dotychczasowym poziomie, nie mającym uzasadnienia rynkowego, zagroziłoby stabilności meksykańskiej gospodarki.
- Rozumiem gniew ludności, ale nie zrobienie tego (...) miałoby jeszcze bardziej bolesne skutki - zapewnił wówczas prezydent Pena Nieto. Według szefa państwa podwyżka nie jest związana z wprowadzanymi przez władze reformami energetycznymi czy fiskalnymi, lecz "ze wzrostem cen paliwa na świecie".
Meksykanie jednak są mocno niezadowoleni z podwyżek. Marsze protestacyjne przeszły ulicami stolicy i wielu innych miast. Po nowym roku wybuchły gwałtowne protesty, gdy ceny benzyny wzrosły o 20 proc., a oleju napędowego o 16,5 proc. Podczas niektórych demonstracji dochodziło do plądrowania sklepów. Demonstranci blokowali też autostrady, palili opony i napadali na stacje benzynowe, wstrzymując ruch i zagrażając dostawom paliwa w całym kraju.