Reglamentacja prądu na granicach Polski

Brak rezerwy mocy podbija ceny energii. Pomógłby większy import. Ale jest blokowany.

Publikacja: 29.09.2016 21:26

Reglamentacja prądu na granicach Polski

Foto: Bloomberg

Maleją nadzieje szefów energochłonnych przedsiębiorstw oraz firm handlujących prądem na ożywienie importu tańszej energii z Niemcami. Wszystko dlatego, że dostępna moc łączników na granicy zachodniej i południowej, wystawiana na aukcje przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), jest za mała, a same przetargi – jak narzeka Michał Borg, senior trader w firmie Fiten – są nieregularne.

Na domiar złego działający dotąd na pełnych obrotach kabel do Szwecji pracuje na pół gwizdka. Efekt? Ceny energii w kraju rosną. Zwłaszcza w takie dni jak ostatni wtorek, gdy Elektrownia Turów z powodu awarii w kopalni zmniejszyła moc o jedną trzecią.

O godzinie 20, kiedy gwałtownie rośnie zużycie prądu w gospodarstwach domowych, odpowiedzialne za bilansowanie systemu energetycznego PSE nie miały w ogóle rezerwy.

Ta sytuacja wywindowała ceny energii na tzw. rynku bilansującym aż do 1,5 tys. zł/MWh, co przełożyło się na wzrost hurtowych cen na Towarowej Giełdzie Energii (o godz. 20 zbliżały się do 500 zł/MWh). Jeśli takie wyskoki będą się powtarzać, mogą wpłynąć na cenę kontraktu na dostawy energii na IV kwartał, podobnie jak w czerwcu.

Na razie PSE uspokajają, że w związku z awarią w kopalni Turów nie grożą nam ograniczenia poboru energii. Jednak nie widać też u tego operatora dużej chęci do odkręcenia kurka z dostawami tańszej energii z importu. Skutek: nadal – obok Litwy – mamy najwyższe ceny w regionie (patrz wykres).

Przedsiębiorcy od dawna liczą na więcej tańszego prądu z Niemiec. Handlowcy się skarżą, że od połowy września PSE praktycznie nie wystawiają na aukcje żadnych mocy łączników na zachodniej granicy.

– Co ciekawe, także niemiecki operator przyciął moce w eksporcie, bo łącznie dla Polski i Czech daje w ostatnim okresie 150–250 MW, z czego do nas trafia około 100 MW – zauważa Michał Borg.

Lepiej wygląda handel z Czechami. Z południa braliśmy ostatnio nawet 300 MW i to mimo problemów w należącej do CEZ elektrowni jądrowej Temelin. Handel był ożywiony, a tamtejsze ceny były zbliżone do niemieckich.

Zdaniem Mariana Kilena, trading managera z Fortum, moc energii importowanej z Niemiec, Czech i Słowacji jest za mała, by znacząco wpłynąć na sytuację na polskim rynku. – Przy dużym zainteresowaniu kupnem taniej energii z Niemiec i naszych południowych sąsiadów wysokie opłaty za kupione na aukcji moce przesyłu energii praktycznie zjadają marże traderów wynikające z różnicy cen – tłumaczy Kilen. Przykładowo, w sierpniu różnica wynosiła tylko 5 euro, kilka miesięcy temu była dwukrotnie wyższa.

Szansą na zwiększenie handlu energią miało być zamontowanie na granicy specjalnych urządzeń blokujących (blokerów) niekontrolowane jej przepływy z wiatraków w północnych landach. Prąd ten, płynąc przez polskie sieci na południe Niemiec i dalej do Austrii, destabilizował nasz system i nie pozwalał operatorowi na komercyjne udostępnianie mocy.

Po naszej stronie na południu taki bloker już działa i to dzięki niemu zwiększyły się możliwości wymiany z Czechami. Ten drugi – zlokalizowany na północy kraju, u wejścia do systemu – opóźnia się, bo spółka 50Hertz (operator niemieckiego systemu) ma problemy z uzyskaniem pozwoleń. – Dostaliśmy informację, że montaż ma się zakończyć na przełomie 2017 i 2018 r. – informuje Eryk Kłossowski, prezes PSE.

Trudno jednak powiedzieć, czy handel z Niemcami się wtedy ożywi, bo PSE już sygnalizowało, że takie same blokery na granicy między Czechami i Niemcami mogą obniżyć skuteczność „odpychania” niechcianej energii przez polskie instalacje.

– Nasze nadzieje na poprawę wymiany handlowej po montażu pierwszego urządzenia były mocno rozbudzone. Skoro więc PSE już zapowiadają mniejszą skuteczność drugiego urządzenia, to nie wróży dobrze – ocenia Borg.

PSE przykręciły też kurek z prądem ze Szwecji. Zamiast pełnej mocy równej 600 MW pozwolają na import zaledwie połowy. Beata Jarosz, rzecznik PSE, tłumaczy, że to szwedzki operator ograniczył moce z powodu prac sieciowych. Z kolei zdolności importu z Niemcami są ograniczone do zera – jak tłumaczy – z powodu planowego wyłączenia w stacji elektroenergetycznej k. Zgorzelca.

Opinia

Henryk Kaliś, Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii

Z wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Energii wynika, że decyzje o otwieraniu granic dla importowanego prądu będą podejmowane po „głębokich przemyśleniach”. Decydować ma przy tym nie tylko sytuacja cenowa na rynkach. A to jest sprzeczne z logiką unii energetycznej. W mojej ocenie taka ochrona polskich wytwórców energii elektrycznej może się źle skończyć. Ceny energii w naszym kraju będą znacznie wyższe niż u sąsiadów. W efekcie przemysł może się stąd wynieść. Trudno zrozumieć nieduże przepływy energii z Niemiec i Szwecji, gdzie ceny są niższe, zwłaszcza wobec trudności z bilansem naszego systemu.

Maleją nadzieje szefów energochłonnych przedsiębiorstw oraz firm handlujących prądem na ożywienie importu tańszej energii z Niemcami. Wszystko dlatego, że dostępna moc łączników na granicy zachodniej i południowej, wystawiana na aukcje przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), jest za mała, a same przetargi – jak narzeka Michał Borg, senior trader w firmie Fiten – są nieregularne.

Na domiar złego działający dotąd na pełnych obrotach kabel do Szwecji pracuje na pół gwizdka. Efekt? Ceny energii w kraju rosną. Zwłaszcza w takie dni jak ostatni wtorek, gdy Elektrownia Turów z powodu awarii w kopalni zmniejszyła moc o jedną trzecią.

Pozostało 87% artykułu
Elektroenergetyka
Enea podaje wyniki i przypomina o zawieszeniu NABE
Elektroenergetyka
Kolejny państwowy kontrakt-widmo. Tak się kończy kupowanie biomasy na pustyni
Elektroenergetyka
Straty Ukrainy po największym rosyjskim ataku na obiekty energetyczne
Elektroenergetyka
Enea po Orlenie. Kolejny kontrakt-widmo, tym razem na biomasę
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Elektroenergetyka
Rosjanie zniszczyli największą elektrownię w obwodzie kijowskim. Jest reakcja UE