Ostatnie dane Polskich Sieci Elektroenergetycznych wskazują, że do Polski wpłynęło w tym roku znacznie więcej energii elektrycznej niż w 2017. Od stycznia do listopada import przekroczył już 8 TWh, podczas gdy w tym samym okresie 2017 r. sięgał 6,1 TWh. Jednocześnie stopniał eksport, co oznacza, że bilans wymiany handlowej jeszcze mocniej przechylił się na stronę importu.

Najdrożsi w regionie
Na saldo wymiany handlowej istotny wpływ miał wzrost hurtowych cen energii w Polsce i w krajach ościennych. Podwyżki obserwowano na wszystkich rynkach, co związane było z rosnącymi cenami węgla i uprawnień do emisji CO2. Jednak wyjątkowo boleśnie odczuła to Polska, która aż 80 proc. energii produkuje z węgla. Jak wynika z raportu Polskiej Grupy Energetycznej, w III kwartale hurtowe ceny prądu nad Wisłą były najwyższe w regionie. Średnia cena 1 megawatogodziny polskiej energii była bowiem o 18–23 zł wyższa niż w Szwecji, Niemczech czy Czechach.
To znalazło odzwierciedlenie w rosnącym imporcie energii. Towar ten sprowadzaliśmy jak zwykle głównie ze Szwecji. Mocno, bo o 136 proc., wzrósł natomiast w ciągu roku import z Niemiec, a o 65 proc. z Ukrainy. Istotne ilości energii sprowadziliśmy też z Litwy.

Większe potrzeby
– Obecnie kupujemy za granicą dwa razy więcej energii niż jeszcze w 2010 r. To stabilizuje nam system, zwłaszcza na północy kraju, gdzie nie mamy wystarczających źródeł wytwórczych. Im więcej wymiany handlowej z sąsiadami, tym bezpiecznej – ocenia Herbert L. Gabryś, przewodniczący komitetu ds. energii i polityki klimatycznej w Krajowej Izbie Gospodarczej.

Aktualnie Polska posiada czynne połączenia z Niemcami, Czechami, Słowacją, Litwą oraz ze Szwecją, a także z Ukrainą (możliwy tylko import energii). Od lat nieczynne jest drugie połączenie z Ukrainą: na linii 750 kV Chmielnicka– Rzeszów. – Ubolewam nad tym, że ta linia jest wyłączona, bo bardzo by nam się przydała – kwituje Gabryś.
Za większą wymianą handlową wypowiadają się też przedstawiciele firm. Dla nich najważniejsze jest utrzymanie konkurencyjności na zagranicznych rynkach. – Nam najbardziej zależy nam tym, by energia, którą kupujemy, nie była droższa od tej, którą kupują nasi konkurenci – mówi Henryk Kaliś, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.

Jednak w rządzie nie ma obecnie zgody co do tego, czy Polska powinna dążyć do wyższego importu energii czy nie. Największe spięcie widać pomiędzy ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim a minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigą Emilewicz, która zaproponowała ostatnio rozpoczęcie dyskusji o otwarciu granic Polski na energię z zagranicy. – To oddanie swojego bezpieczeństwa w ręce naszych sąsiadów i niech oni decydują, czy dadzą nam energię czy też nie – skomentował Tchórzewski.
Podejście ministra energii znalazło wyraz w przygotowanym przez jego resort projekcie polityki energetycznej państwa do 2040 r. Zapisano tam, że połączenia transgraniczne i europejski rynek energii powinny stanowić dodatkowe źródło dostaw służące rozwojowi rynku i redukcji cen energii oraz dostawom w sytuacjach zagrożeń, jednakże bezpieczeństwo dostaw energii powinno być oparte na rozwiniętej krajowej infrastrukturze wytwórczej.