Urząd Regulacji Energetyki, zaalarmowany przez najbardziej wrażliwych na takie zwyżki odbiorców energochłonnych, najpierw przyglądał się sprawie. Jednak wnioski zaniepokoiły go na tyle, że postanowił rozpocząć formalne postępowanie. – Wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające w sprawie potencjalnej próby manipulacji lub manipulacji na TGE. Po wstępnej weryfikacji tematu mam wiele pytań i wątpliwości co do prawidłowości różnego rodzaju działań. Nie miałem natomiast wątpliwości co do tego, by przeprowadzić dogłębne postępowanie w reżimie REMIT (rozporządzenie unijne w sprawie integralności i przejrzystości hurtowego rynku energii – red.) – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Maciej Bando, prezes URE.
Z manipulacją w rozumieniu przepisów REMIT – jak wyjaśnia URE – mamy do czynienia np. wtedy, gdy podmioty działające na rynku (samodzielnie lub w porozumieniu) składają zlecenia mogące prowadzić do fałszywych wniosków co do poziomu podaży produktów, popytu na nie oraz cen.
Przypomnijmy, że już na etapie analizy tematu URE pytał uczestników rynku o sprzedaż pewnej puli energii po niskiej cenie, a następnie odkupowanie jej (przez ten sam podmiot lub podmioty powiązane) czterokrotnie drożej. – Przy wystawianiu tak symbolicznych ilości energii do sprzedaży taki poziom ceny wpływa na cały indeks – tłumaczył w czerwcu Bando. Nie wykluczał wtedy, że po zakończeniu postępowania będzie wnioskował o wyższy poziom obowiązkowej sprzedaży energii na TGE przez podmioty zobowiązane.
Dziś regulator jest wstrzemięźliwy w wypowiedziach na temat badanych wątków. Zaznacza tylko, że prowadzone w sprawie śledztwo dotyczy podmiotów operujących na TGE. – Będziemy badać każdego. To najpoważniejsza sprawa tego typu, ale do czasu wyjaśnienia nie możemy ujawniać żadnych tropów – dodaje Bando.