W końcu września niemieckie ministerstwo gospodarki opublikowało raport na temat stanu rozbudowy linii elektroenergetycznych. Z 1800 kilometrów tras przewidzianych w ustawie o rozbudowie sieci energetycznej, 850 km ma pozwolenie na budowę, a 650 km już powstało. Nie rozpoczęto jednak budowy żadnej z trzech kluczowych dla transformacji energetycznej tzw. autostrad energetycznych łączących północ z południem Niemiec.
A według rządu do 2020 r. ma zostać ukończonych 85 proc. planowanych linii, a do 2025 r. – wszystkie. Kluczowe trasy łączące północ z południem kraju powinny zostać ukończone przed planowym wyłączeniem w latach 2021–2022 ostatnich sześciu niemieckich elektrowni jądrowych, co jest głównym założeniem Energiewende (niemieckiej strategii energetycznej do 2050 roku).
Rafał Bajczuk z Ośrodka Studiów Wschodnich ocenia dotychczasowe tempo budowy nowych linii elektroenergetycznych jako „ powolne”.
Powodem przedłużających się inwestycji były zarówno protesty mieszkańców, jak i opór ze strony chadeckiego rządu Bawarii, który blokował budowę kluczowych tras przesyłowych łączących land z północą kraju. Bawaria domagała się budowy podziemnych tras lub zmiany ich przebiegu. Ostatecznie w grudniu 2015 r. parlament przyjął odpowiednie zmiany w prawie, dające możliwość projektowania linii przesyłowych w podziemnych rurach.
Ewentualne opóźnienia w budowie linii energetycznych nie powinny doprowadzić jednak do przerw w dostawach prądu. Nie należy też spodziewać się przedłużenia pracy reaktorów w razie opóźnień w budowie linii, gdyż nie ma na to w Niemczech zgody politycznej. Za odejście od atomu obywatele Niemiec słono zapłacą. Tylko w 2016 r. operatorzy sieci przesyłowych zapowiadają podwyżkę opłat za przesył i dystrybucję nawet o 80 proc.