Ministrowie ds. energii 27 państw członkowskich zaakceptowali w piątek propozycję Komisji Europejskiej, której celem jest obniżenie ceny prądu na unijnym rynku. — Włożyliśmy kolejny kawałek puzzla. Na pewno nie ostatni — powiedział Josef Sikela, czeski minister przemysłu i handlu, który przewodniczył spotkaniu. Plan zawiera trzy podstawowe elementy. Po pierwsze, obowiązkowe zmniejszenie popytu na energię elektryczną w godzinach szczytu. Państwa muszą same dla siebie zidentyfikować takie godziny szczytu, które muszą obejmować 10 proc. czasu zapotrzebowania na elektryczność. I w tym czasie spadek zapotrzebowania musi wynosić 5 proc. Dlaczego to takie ważne? Bo bardzo często to właśnie w godzinach szczytu uruchamiane są elektrownie gazowe, żeby uzupełnić niewystarczające dostawy energii z innych źródeł. A celem unijnej polityki energetycznej jest obecnie zmniejszenie zużycia gazu, bo to surowiec drogi, deficytowy i łatwy do użycia jako instrument szantażu politycznego.
Po drugie, UE nałoży od 1 grudnia (to czas potrzebny na przygotowania legislacyjne i techniczne), limit dochodów na producentów energii nisko kosztowej, czyli w praktyce ze źródeł odnawialnych, atomu i węgla brunatnego. Nie będą oni mogli żądać więcej niż 180 euro za MWh energii. Hurtowy rynek energii elektrycznej jest tak skonstruowany, że cena jest ustalana w relacji do ceny najdroższego nośnika, którym obecnie jest gaz. W praktyce więc od wielu miesięcy producenci tej niskokosztowej energii realizują nadzwyczajne zyski. Z ceną 180 euro dalej będą dochodowi, ale bliżej normalnego poziomu, obserwowanego poza czasami kryzysu.
Czytaj więcej
Sejm uchwalił w czwartek ustawę, która zakłada zamrożenie gospodarstwom domowym do pewnego pułapu zużycia cen energii elektrycznej w 2023 r., na poziomie cen z 2022 r. Ustawa trafi teraz do Senatu.
Wreszcie po trzecie UE wprowadzi specjalną opłatę solidarnościową na producentów energii z gazu czy węgla. Państwa przejmą 1/3 ich zysków, jeśli były one w ostatnich miesiącach wyższe niż w ostatnich latach. Te pozyskane od firm, z instrumentu 2. i 3., pieniądze sięgną w skali UE 140 mld euro. Będą zbierane przez państwa członkowskie. Muszą być potem przeznaczone na pomoc dla gospodarstw domowych oraz małych i średnich przedsiębiorstw najbardziej dotkniętych kryzysem energetycznym.
Mimo apelu 15 państw członkowskich, w tym Polski, Komisja Europejska nie zdecydowała się zaproponować limitu na cenę gazu z importu. — Wszyscy zgadzamy się, że rynek nie działa normalnie. Ale musimy mieć pewność, że zaproponowane środki nie wpłyną na bezpieczeństwo dostaw i że nie zwiększą popytu na gaz — powiedziała Kadri Simson, komisarz ds. energii. Według niej do zmniejszenia ceny gazu lepiej iść inną drogą — oddzielić ceny energii elektrycznej od ceny gazu. Obecnie wysoka cena gazu w UE to głownie skutek niedopasowania podaży i popytu, po tym jak UE zmniejszyła znacząco import Rosji (z 40 proc. do 14 proc. udziału w imporcie ogółem). Ale zdaniem Simson w 30 proc. ta wysoka cen jest sztucznym efektem konstrukcji rynku energii elektrycznej i stosowanego tam punktu odniesienia. KE ma przygotować analizę, jak to zmienić.