Podczas poniedziałkowej konferencji zarówno przedstawiciele tej spółki, jak i Lotosu nie potrafili jednak powiedzieć, ile może kosztować ich firmy taka obietnica.
Konkretne oczekiwania ma natomiast rząd. – Spodziewane wpływy z nowej opłaty zgodnie z projektem to około 1,7 mld zł rocznie – mówi Piotr Woźny, pełnomocnik rządu ów ds. programu „Czyste powietrze”. Dodaje, że pozyskane w ten sposób pieniądze pójdą na poprawę jakości powietrza. Polska musi zacząć o nie dbać, gdyż w przeciwnym razie grożą nam unijne kary sięgające 0,5 mld zł rocznie.
Na podstawie udziałów Orlenu i Lotosu w rynku detalicznym paliw w Polsce można szacować, że rocznie koszt opłaty emisyjnej pobieranej od diesla i benzyny sprzedawanych przez pierwszy z tych koncernów wyniesie 0,58 mld zł, a drugi – 0,19 mld zł. Z kolei biorąc pod uwagę ilość sprzedanych finalnym odbiorcom paliw, można koszt prognozować odpowiednio na ponad 0,59 mld zł i 0,13 mld zł.
– PKN Orlen nie chce przerzucać opłaty emisyjnej na klientów detalicznych, gdyż ewentualne zwyżki cen rynkowych paliw mogłyby być tłumaczone wprowadzeniem tej opłaty. W konsekwencji mógłby nastąpić spadek popytu na naszych stacjach – tłumaczy Adam Czyżewski, główny ekonomista Orlenu. Dodaje, że dziś o cenach paliw decyduje kurs ropy i walut obcych.
W jego ocenie nie da się jednoznacznie stwierdzić, że koszty opłaty emisyjnej spowodują pogorszenie zysków. Po pierwsze, grupa może więcej zarobić dzięki ewentualnemu wzrostowi popytu na paliwa w wyniku ograniczenia obciążeń dla kierowców. Po drugie, firma zamierza brać udział w programach inwestycyjnych finansowanych z pieniędzy pozyskanych z opłaty emisyjnej. Wreszcie jednym z celów jest dbałość o środowisko i nowa opłata wpisuje się w realizację tego zadania.