W Kopenhadze od ponad roku czeka na zgodę wniosek spółki Nord Stream-2 AG (należy do Gazpromu) na przejście gazociągu przez duńskie wody terytorialne. Rosyjska gazeta Izwiestia podkreśla, że pozostałe państwa (Niemcy, Finlandia, Szwecja, Rosja) udzieliły zgody w ciągu czterech miesięcy od złożenia wniosku.

Izwiestia twierdzi, że powodem zwłoki jest fakt, że to Biały Dom chce wymóc na władzach Danii odmowę. Stąd brak zgody i opóźnienia w oficjalnym rozpoczęciu inwestycji, która zgodnie z deklaracjami prezesa Gazpromu, miała wystartować w lipcu.
Anonimowy informator rosyjskiej gazety dowodzi, że z jednej strony Duńczycy nie chcą rozczarować swojego najważniejszego sojusznika – Waszyngtonu; a z drugiej nie chcą pogorszyć relacji z Berlinem „który opowiada się za budową gazociągu jako projektu komercyjnego”.

Pytanie o los wniosku Gazpromu duńskie władze odpowiedziały, że go analizują pod kątem ochrony środowiska, bezpieczeństwa państwa oraz zgodności z duńskim prawem. To prawo Duńczycy zmienili w 2017 r tak, by móc skutecznie zablokować inwestycję.
Byli jedynym krajem, na trasie Nord Stream-2, który podjął konkretne legislacyjne działania, by wytrącić Rosjanom i ich lobbistom z Niemiec i Austrii argument, iż prawo energetyczne Unii nie dotyczy projektów morskich.

Rosjanie przyznają, że trasa przez duńskie wody jest „optymalna”. Jeżeli zgody nie będzie, tu muszą obejść terytorium Danii powyżej wyspy Borholm, a to oznacza wyższe koszty i duże opóźnienia w budowie.

Na razie rosyjski lobbing okazuje się najskuteczniejszy w Brukseli, gdzie opóźnia się nowelizacji Dyrektywy Gazowej. Rosjanie zjednują też sobie poparcie kolejnych państwa. Dzisiaj pełnomocnik rządu Czech ds bezpieczeństwa energetycznego Wacław Bartuszka oświadczył, że nie ma żadnych prawnych legalnych instrumentów, by Nord Stream-2 zatrzymać. Dodał, że czeskim władzom ten projekt jest…obojętny.
Dlaczego? Blisko 100 procent potrzebnego Czechom gazu kupują oni w Niemczech, dokąd ma trafić Nord Stream-2.