Według BP nasz rynek stacji paliw nie jest jeszcze w pełni nasycony. – Nadal tylko połowa stacji w Polsce to obiekty kategorii premium, należące do znanych marek, co jest sytuacją wyjątkową na rynku europejskim. To właśnie ta połowa rynku, która działa pod marką własną lub bez znanego brandu będzie podlegała największym zmianom i optymalizacjom – przewiduje Magdalena Kandefer-Kańtoch, rzecznik prasowy BP w Polsce.
Dodaje, że w większości krajów europejskich stacje działają albo pod znanymi markami premium, albo pod markami niezależnymi, ale zgrupowanymi w sieci liczącej co najmniej 100, 200 obiektów. Jej zdaniem skala ma znaczenie, gdyż znacznie łatwiej jest wprowadzić na rynek rozpoznawalną markę, dysponując 200 stacjami, niż wtedy, gdy posiada się ich 20, a tak jest ciągle często w Polsce.
BP ocenia, że obecnie możliwości przejęć wydają się w naszym kraju ograniczone. Jest jednak kilku dużych graczy, którzy głośno sygnalizują, że nie są zainteresowani opuszczeniem Polski, a także kilku innych, którzy za kilka lat będą musieli zdecydować, czy i jak dalej rozwijać się nad Wisłą lub ewentualnie wyjść z naszego kraju.
Nie tylko tankowanie
BP zauważa, że Polska jako jedyny kraj w Europie przez ostatnich 25 lat miała co roku wzrost gospodarczy i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. – Przyjmuje się taką zasadę, że wzrost konsumpcji paliw powinien stanowić połowę wzrostu PKB w danym kraju, czego w Polsce w ostatnich latach nie obserwowaliśmy ze względu na szarą strefę. Jeśli jednak poradzimy sobie z tym problemem, liczę na dynamiczny wzrost konsumpcji paliw w najbliższych latach – twierdzi Kandefer-Kańtoch. Według niej wzrośnie zwłaszcza znaczenie placówek: autostradowych, zlokalizowanych przy węzłach dróg szybkiego ruchu lub na przedmieściach dużych aglomeracji. Co ważne, w perspektywie dekady nadal dominujące powinny być paliwa konwencjonalne.