W UE na nowo ożywa dyskusja o nałożeniu ceł na import tanich chińskich paneli fotowoltaicznych. Ich zalew po przerwie spowodowanej pandemią znów trapi branżę i urzędników Komisji Europejskiej, która przygląda się dotowaniu fotowoltaiki przez Chiny. UE stosowała już dziesięć lat temu cła na chińskie ogniwa i panele. Dotknęło to te firmy, które nie godziły się na minimalną cenę.
Stracona okazja
Mechanizm cofnięto w 2018 r. W tym czasie nie udało się jednak pobudzić rozwoju rodzimego przemysłu, ceny fotowoltaiki wzrosły. Zdaniem brukselskiej prasy KE prowadzi kolejne dochodzenia. Efektem mogą być restrykcje nałożone na importerów chińskich paneli.
Europejskie stowarzyszenie energetyki fotowoltaicznej SolarPower Europe w odpowiedzi na nasze pytania o udział chińskich komponentów w produkcji fotowoltaiki powołuje się na raport Międzynarodowej Agencji Energii. Czytamy w nim, że udział ten przekracza 80 proc., a w przypadku kluczowych elementów, w tym polikrzemu, płytek fotowoltaicznych, ma wzrosnąć w nadchodzących latach do ponad 95 proc.
Czytaj więcej
Ørsted, duński koncern energetyczny, realizujący projekty z branży OZE, głównie morskie farmy wiatrowe, wstrzymał inwestycje w dwa projekty u wybrzeży USA. Projekty już przyniosły straty rzędu ponad 5 mld dol. To efekt opóźnień w dostawie komponentów oraz rosnących kosztów realizacji projektu. Akcje firmy spadły o ponad 25 proc. jednego dnia.
– Również w produkcji falowników światowym liderem pozostają Chiny. Instalacje fotowoltaiczne budowane w Europie (również w Polsce), te mniejsze, jak i duże farmy, składają się zatem w niewielkim stopniu z komponentów produkowanych lokalnie – mówi nam Michał Siembab, przewodniczący grupy roboczej ds. łańcucha dostaw w Polskim Stowarzyszeniu Fotowoltaiki. Jedynie konstrukcje i kable to w przeważającej części lokalna produkcja.