Energia z atomu balansuje na granicy największych oczekiwań i obaw społeczeństwa. Z jednej strony oferuje czystą energię i uwalnia od zależności od paliw kopalnych. Jednak w tym samym momencie widzimy obrazki katastrofy w Japonii czy Czarnobylu. Co takiego dzieje się w sercu elektrowni atomowej, że wyzwala w nas tak skrajne emocje i większości wciąż uniemożliwia przekonanie się do tej formy energii? Zajrzyjmy do rdzenia reaktora jądrowego.
Pomimo całego zamieszania jakie wywołuje słowo "jądrowy", zasada działania elektrowni jądrowej nie różni się znacząco od pracy konwencjonalnej elektrowni węglowej. W obu obiegach czynnik roboczy (najczęściej woda) jest podgrzewany do odpowiedniej temperatury i przekazuje ciepło parze z obiegu wtórnego. Następnie para napędza turbinę połączoną z generatorem. Różnica polega na sposobie podgrzewania wody. Rolę kotła elektrowni konwencjonalnej pełni reaktor jądrowy. Podczas gdy konwencjonalne elektrownie spalają paliwa kopalne w celu wytworzenia energii cieplnej do ogrzania wody, w elektrowni atomowej energia powstaje podczas rozszczepienia atomu.
Gdy jądro atomu wychwyci neutron, ulega on rozbiciu na dwa lżejsze atomy (fragmenty rozszczepienia) emitując dwa lub trzy nowe neutrony i kwanty promieniowania gamma. Podczas tego procesu wydziela się energia. Rozpad pojedynczego jądra uranu-235 powoduje powstanie ok. 200 megaelektronowoltów (MeV). Spalenie jednego atomu węgla daje 4 eV, czyli około 50 milionów razy mniej.
Skąd wiemy ile wynosi ta energia i właściwie czemu powstaje? Odpowiedzią jest znany wzór Alberta Einsteina: E=mc
2