Parlament Europejski przegłosował wczoraj restrykcyjną dla łupków propozycję przepisów środowiskowych. Przewiduje kosztowną i skomplikowaną ocenę wpływu inwestycji na środowisko już na etapie poszukiwań gazu. A nie – jak obecnie – dopiero na etapie eksploatacji. – Ten projekt jest zły – ocenia Konrad Szymański, eurodeputowany PiS. On i inni polscy europosłowie składali do niego poprawki, ale najważniejsze, odrzucające ocenę, przepadły.

Nowelizacja dyrektywy musi teraz uzyskać poparcie krajów w Radzie UE. A tam, podobnie jak w Parlamencie, kontrowersje są ogromne. Przeciwna ograniczeniom jest Polska, ale także Wielka Brytania – oba kraje stoją otworem dla firm szukających gazu łupkowego. Na czele UE do końca roku będzie Litwa, która też nie jest zainteresowana obostrzeniami, bo zależy jej na uniezależnieniu się od importu gazu z Rosji. Po niej stery przejmuje Grecja, która także raczej sprzyja przemysłowi niż ekologom.

332 europosłów głosowało za przyjęciem zaostrzonej dyrektywy środowiskowej dla gazu z łupków

Ale w niektórych krajach gaz łupkowy objęty jest moratorium, np. w Niemczech czy we Francji. Ich rządy, które u siebie uległy opinii publicznej, wcale nie są jednak przychylne ograniczeniom na poziomie europejskim. – Francja po cichu sprzyja temu, by łupki się rozwijały – mówi nam nieoficjalnie unijny dyplomata.

Przeciwko łupkom byli wczoraj socjaliści, liberałowie i Zieloni, za opowiedziała się prawica – chadecy i konserwatyści. Wyniki głosowania były wyrównane, co oznacza, że na dalszych etapach legislacyjnych batalia będzie gorąca. Korzystne dla Polski jest to, że w obliczu kryzysu coraz więcej państw nie chce dodatkowych obciążeń dla gospodarki i wysokich cen energii. Niekorzystna jest natomiast perspektywa kampanii wyborczej do PE na wiosnę, w której lewica potrzebuje nośnych haseł. – Organizmy modyfikowane genetycznie i CO2 już się przejadły. Teraz idealnym celem ataków jest gaz łupkowy – wielki kapitał kontra środowisko, a do tego zaraza przyszła z USA – mówi Bogusław Sonik, eurodeputowany PO.