Chodzi w nim o uregulowanie międzynarodowego rynku zezwoleń na handel emisjami dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, które są efektem ubocznym produkcji przemysłowej. Efektem byłaby większa ingerencja Unii na tzw. rynku carbon, co miałoby skutkować wzrostem cen uprawnień do emisji CO2.
Propozycja reformy ETS opublikowana przez Komisję Europejską w styczniu 2014 roku zakłada, że w przypadku, gdy nadwyżka na rynku przekroczy 833 mln uprawnień do emisji, w celu utrzymania stabilności rynku utworzona zostanie dodatkowa rezerwa.
Owa rezerwa stabilizacyjna jest najczęściej dyskutowanym pomysłem. - O ile wcześniejsza implementacja systemu (przed kolejnym okresem EU ETS – red.) najprawdopodobniej miałaby odzwierciedlenie we wzroście cen uprawnień, a co za tym idzie większego obciążenia finansowego firm z sektora energetycznego, to szanse na taki obrót sprawy wydają się niewielkie. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zwiększenie zmienności cen uprawnień z powodu pojawiających się informacji o stanowisku poszczególnych państw odnośnie interwencji – zauważa Wojciech Hofman, makler papierów wartościowych w DM Consus.
Jak zaznacza, podobny scenariusz obserwowaliśmy podczas procedowania „backloadingu". - Taka sytuacja dotknie największych uczestników systemu ETS, gdyż będą oni narażeni na większe ryzyko cenowe, co może ich skłaniać do zabezpieczania swoich pozycji – ocenia Hofman.
Z przeprowadzonej przez DM Consus symulacji głosowania dotyczącego zwiększenia interwencji na rynku uprawnień do emisji wynika, że do uzyskania poparcia zmian systemu brakowałoby 45 głosów. A więc co najmniej 6 proc. europosłów musiałoby zmienić swoje zdanie na ten temat. Wykorzystano przy tym dotychczasowe głosy oddane w sprawie backloadingu (czasowego wycofania części uprawnień z rynku – red.) przez członków ugrupowań w ubiegłorocznym głosowaniu (zakładając, że będą głosować analogicznie w sprawie interwencji na rynku CO2), a także uwzględniono sceptyczne nastawienie do polityki klimatycznej nowych posłów. Z przedstawionej analizy wynika, że wśród deputowanych nieprzynależących do żadnego ugrupowania aż 94,2 proc. może opowiedzieć się przeciw mechanizmowi rezerwy stabilizacyjnej. W konsekwencji frakcje popierające reformę mogą liczyć jedynie na 3 głosy z tej grupy.