– Te opóźnienia, które dzisiaj notujemy, wciąż mieszczą się w marginesie bezpieczeństwa. Jednak pojawianie się dalszych może już być niebezpieczne – zaznacza szef Urzędu Regulacji Energetyki.
Bo ze względu na zwiększające się zapotrzebowanie na energię, a także wyłączanie ze względów środowiskowych dziś pracujących bloków może się pojawić niedobór mocy. Dlatego według regulatora priorytetem będzie zgranie w czasie wyłączania starych jednostek i wchodzenia do systemu nowych. – Możliwości derogacji, z których korzystamy, dają nam gwarancję płynności tego procesu – uspokaja Bando.
Jest przekonany, że państwa członkowskie Unii Europejskiej czeka bardzo szeroka dyskusja dotycząca polityki klimatycznej i jej celów oraz nowych mechanizmów na rynku energii. Uważa bowiem, że im więcej państw będzie odczuwać problem niedoboru mocy, dodatkowo wzmocniony wzrostem mocy z tzw. niestabilnych źródeł, tym szybciej wróci dyskusja o konieczności zamykania starych elektrowni.
Bando zaznacza jednak, że 15-proc. poziom rezerw w Polsce jest wystarczający i optymalny. – Większe rezerwy byłyby zbyt kosztowne. Nie możemy pozwolić sobie na sytuację, w której na przykład 50 proc. mocy w blokach elektroenergetycznych nie produkuje energii. Konieczny jest więc kompromis, tym bardziej że cena za utrzymywane rezerwy znajduje swoje odzwierciedlenie w rachunkach za przesył i dystrybucję energii elektrycznej – tłumaczy szef URE.
Zaznacza, że blackout, czyli rozległa awaria systemu spowodowana np. klęską żywiołową zawsze może się zdarzyć. Ale nie dopuszcza wyłączeń lokalnych z powodu konieczności bilansowania i zwiększającego się zużycia. – Aby zmniejszyć częstotliwość i czas przerw oraz podnieść jakość dostarczanej energii i obsługi klientów pracujemy nad wprowadzeniem od 2016 roku zasad wynagradzania dystrybucji uzależnionych od jakości świadczonych usług – dodaje Bando.